30 listopada 2014

Nowe rozdziały 24.11 - 30.11.2014

Pogoda nie zachęca do wyjścia, więc warto poczytać nowe rozdziały na:

Rozdział 21 " Kochasz ich. Obu. Ale boisz się wybrać właściwego".
 - Max, to raczej nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy. Chodźmy do chłopaków, a później możemy to omówić.
- Nie, to jest odpowiednia pora. Chcę po prostu wiedzieć, dlaczego wybrałaś jego.
- Bo go kocham! - krzyknęłam, chociaż nie zamierzałam się tak unosić. - Tak! Kocham też Tomasa, ale to co czuję do Gabriela jest... - urwałam, gdyż nie potrafiłam to dokończyć.
- Jestem ciekaw kogo wybierzesz tym razem. Chłopaka, który zabił twojego najlepszego przyjaciela, czy przyjaciela, który zabił twoją przyjaciółkę - mężczyzna wyszczerzył się do mnie. Przez ułamek sekundy dostrzegłam dumę w jego oczach, a następnie poczułam jak ktoś przytyka mi gazę do ust. Zanim zdążyłam właściwie zareagować, byłam zbyt słaba na jakikolwiek ruch. Osuwałam się powoli na ziemię, a w głowie huczały mi jego ostatnie słowa. Nie... Oni nie byliby do tego zdolni. Chociaż tak naprawdę, jak dobrze ich znałam?

/wiesz, że to koniec, gdy słyszysz dziesiątą/
 "- Co chcesz wiedzieć? - Ashton spojrzał na nią i zadarł lekko nos do góry. Kilka pojedynczych loków zakrywało jego prawe oko, ale chłopak zbytnio się tym nie przejmował.
- Wszystko! - zaśmiała się, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie wie, co chciałaby wiedzieć o chłopaku, który tak wiele zmienił w jej życiu.
Chciałabym zjeść z Ashton'em kolację.
- Wiesz jak mam na imię, wiesz jakich mam przyjaciół. Wiesz też, że gram na gitarze i perkusji i czasem ci śpiewam do snu. Wiesz jak bardzo lubię cię rozśmieszać, gdy zaczynasz bez powodu być smutna i doskonale wiesz, że uwielbiam tu przychodzić, bo jesteś moim uzależnieniem. Co jeszcze chcesz usłyszeć? - Ashton położył się obok Anabel i dokładnie zakrył ją kocem."

Zakład
" Zeszłam na dół. Widziałam zdezorientowaną twarz Julie. Podeszłam do niej i starałam zachowywać się w miarę normalnie.
- Co się stało? Widziałam jak wychodzisz z pokoju Viviane. Coś nie tak?
- Wszystko ok. - odpowiedziałam z aktorskim uśmiechem na twarzy. - Poznałaś kogoś? - zmieniłam temat.
- Tak i dla ciebie też kogoś mam. - Zaprowadziła mnie w kierunku ogrodu. Nagle znaleźliśmy się obok pewniej grupki chłopaków.
- Audrey to jest Christopher. Poznajcie się. - odpowiedziała po czym chwyciła jednego z chłopaków za rękę i zniknęła gdzieś w tłumie ludzi.
- Cześć. - odparł imponującą niskim głosem podając mi rękę. - My się już chyba dzisiaj widzieliśmy, prawda? - zapytał."

Mętlik
,,Nic nie pamiętam, ostatnią rzecz, którą robiłam i mam o niej świadomość to pójście spać. Umarłam w śnie? Może, ale skąd te ubrania? Pewnie są przypadkowe. Zamknęłam oczy, mimo iż byłam pewna, że nie zasnę, ponieważ za dużo przetwarzałam myśli. A co jeśli to sen i rano obudzę się wygodnie w swoim łóżku? oby tak było, pomyślałam..."

12. Cisza, brak burzy
„— Och, nie zapytałem się. Czy ktoś tutaj wśród nas nie jest Wampirem?
Powiódł wzrokiem po klasie, ale widać było, że nie spodziewa się niczyjej reakcji. Jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, Erin podniosła rękę do góry.
— Ja nie jestem — odezwała się trochę niepewnie.”

Rozdział 7
Przymknęła powieki i gdy tylko ujrzała czerń przed sobą i nic prócz tej intensywnej, zarazem bezpłciowej barwy nie widziała. Pomyślała, że sięga w swe najgłębsze , najskrytsze zakamarki te o których sama nie była w stanie nawet wiedzieć. Wtedy w ciemności zabłysła mieniąca się zielenią iskra. Wyciągnęła do niej rękę, która nie istniała, a gdy musnęła ją palcami, których nie było, po chwyciła ją, od razu zamykając szczelnie dłoni. Uniosła powieki do góry, miała przed sobą czeluść, która otaczała ją całą. Nie istniał tu czas, myśli czy nawet ona. Tak, jakby niczego nie było nawet tej otchłań. Pustka.
 
Rozdział Dwudziesty szósty
- Proszę nie…
- Czekajcie – krzyczę w tym samym momencie, bo widzę, że Kol ma zamiar strzelić. Dalej trzyma go na muszce, ale daje mi chwilę, więc zwracam się do mężczyzny – Co tutaj robisz?
- Jestem naukowcem, produkuję Qubat – wyjaśnia szybko. Jest przerażony.
- Dlaczego? – dopytuję.
- Muszę, bo inaczej Nguvu zabije moich bliskich.
- Przypilnujcie go – mówię dziewczynom i proszę Kola na słowo. Niechętnie wychodzi ze mną do poprzedniego pomieszczenia.
- Może nam pomóc. Jest świadomy, zna ten lek, będzie umiał go zmienić.
- Albo wciska nam kit i zaraz powiadomi o naszej obecności – Kol podchodzi sceptycznie do obdarzenia zaufaniem naukowca.
- Czuję, że mówi prawdę. Nie wiadomo czy uda nam się zmienić skład leku. Istnieje ryzyko, że wszystkich pozabijamy.
Kol się zastanawia. Woli wszystko robić samemu, ale musi przyznać mi rację w tej kwestii. Naukowiec pracujący przy Qubacie jest dla nas prezentem od losu.
- Kol? – mówię najłagodniej jak potrafię – Proszę.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY
- No hej!
- Ja grab, ja grab. Jak mnie słyszysz? - z głośnika dobiegał poważny głos przyjaciółki.
- Co? - Dominika wybuchnęła śmiechem, kompletnie zdezorientowana.
- Boże, nie mów, że nie oglądałaś Czterech Pancernych - Majka była wyraźnie oburzona.
- Powiedzmy, że to było dawno. A co powinnam odpowiedzieć?
- Ja brzoza, ja brzoza, słyszę cię dokładnie. Czy jakoś tak - dodała po chwili zastanowienia.
- Ty jesteś oderwana od rzeczywistości. - Przyłożyła telefon do ust - Izolować cię powinni!
- Niby czemu? Eboli nie mam, choroby wściekłych krów też nie - udała obrażoną.
- Co do tego drugiego, to bym polemizowała - zaśmiała się - A tak na serio, to co tam?

Akademia OverAble - Rozdział 12
 Hana spojrzała w stronę przyjaciół. Z jej ust zaczął spływać mały strumień krwi. Upadła na kolana, a z jej oczu spływały łzy. -*To już koniec – pomyślała, i upadła bezwładnie na zimną ziemię.
-HANA ! - Czerwono włosy szybko podbiegł do leżącej dziewczyny. Jego czoło opierało się o jej. -Hana...
-Zakręciło mi się w głowie – usłyszał jej cichy szept. Leniwie otworzyła swoje niebieski niczym niebo oczy, wpatrując się w jego orzechowe spojrzenie. Był blisko i to bardzo. Czuła jego oddech na swoich pełnych, malinowych ustach. 

Drugi list
Napisałaś, że Hogwart bardzo się zmienił ze względu na surowsze traktowanie wszelkich przejawów braku szacunku do mugolaków. Cóż, jak dla mnie to ta szkoła i tak za bardzo pobłaża (i pobłażała) dzieciom mugoli, traktując ich jak małe, biedne stworzonka, wrzucone bezczelnie do kotła z magią. Ale czy ktoś im kazał wybierać Hogwart? Przecież równie dobrze mogli odmówić chodzenia do tej szkoły i zdecydować się na jakąś mugolską! Nie zrozum mnie źle — od roku słowo "szlama" nie padło z moich ust, zmieniłem nieco swoje poglądy na temat brudnokrwistych, ale mimo to uważam, że McGonagall przesadza z tą swoją odziedziczoną po Dumbledorze pasją do wojowania w imię większego dobra

 Rozdział IV: Harry Potter i taśma klejąca
- Hej, słuchasz mnie? – głos Ginny wyrywa mnie z zamyślenia.
- Tak, tak, jasne. Egzamin był źle oceniony, a koty ciotki Muriel lenią się cały rok… - Ginny wzdycha.
- Mówiłam o Harrym. Przyjeżdża jutro, zapomniałaś?
- Pamiętam, pamiętam.
Nie pamiętam. Zapomniałam, że za kilkanaście godzin poznam Harry’ego Pottera. Chłopca, który przeżył. Który posłał Voldemorta do diabła. (...)
- Wiesz, to dość istotne, biorąc pod uwagę, że ty i on zostaniecie prawie rodzeństwem. Jeśli Syriusz weźmie Harry’ego od Dursleyów, a twoja mama wyjdzie za Syriusza…
O matko. Rzeczywiście. Patrzę na Ginny jakby właśnie wyrósł jej na czole kaktus. Wcześniej o tym nie myślałam. Właściwie, w ogóle nie myślę o tym, że moja mama poślubi Syriusza Blacka. Kładę głowę na stole.
- Moje życie to porażka.

39. Love's bright light
Komedia, którą właśnie oglądamy jest tak głupia, że aż śmieszna. Przynajmniej ja tak uważam. Grimm chyba jest innego zdania, bo po jakimś czasie zaczął się wiercić na swojej pikowanej sofie. Zdaję sobie sprawę, że co jakiś czas spogląda na mnie. Jakoś tak wyszło, że siedzimy na dwóch końcach kanapy. Chrząknął delikatnie. Nie reaguję, oglądam dalej. Jestem trochę zła..tak, chodzi o poniedziałkowy 'niezapowiedziany' sprawdzian.
Grimmjow zbliża się stopniowo, a ja nadal wzrok mam wlepiony w telewizor. Zaczyna bardzo delikatnie szturchać mnie ramieniem. Zerkam na niego i pytam:
-Co?- Przygryza dolną wargę i niebywale powoli uwalnia ją z uścisku. W jego oczach , gdzieś tam w ukryciu czai się chrapka na rzecz oczywistą.
-Głodny?- Powoli kiwa głową twierdząco. Postanawiam włożyć maskę osoby niezbyt kumatej, jeśli chodzi o takie aluzje: sięgam po talerzyk z ciastkami, który leży na stoliku i częstuję go z uśmiechem na twarzy. Na jego nosie ukazują się maleńkie zmarszczki. Lekko podirytowany wziął jedno ciastko i odsunął się. Uśmiecham się, schylam nieco głowę, aby moje włosy pomogły mi ukryć ten fakt.

Rozdział XXXIV wśród mroków narciarskich skoków
Wreszcie nadeszła chwila, której Samporn Pattathay, jedyny reprezentant Tajlandii w letnich skokach narciarskich, tak bardzo się bał. Najbliższy skok miał zadecydować o dalszej jego karierze, a może i w ogóle o życiu… Skoczek z ciężkim sercem zapinał narty, gdy podeszła doń Victoria i wzięła jego twarz w dłonie.
- Nie martw się – pouczała, składając na licu Tajlandczyka soczyste pocałunki. – Pomyśl o czymś przyjemnym.
- No już, jazda na belkę, nygusie! – Hans Rumpler przerwał im ostatnią chwilę czułości.
Samporn wgramolił się na stanowisko startowe i usiadł na belce...

Rozdział 17. - Czy ja żyję?
Jared zmaga się z kolejnymi wizjami, uciekając przed Śmiercią. Dobrze sobie radzi, lecz patrzenie na własny grób i rzeczy, których nie rozumie, stawia go w trudnej sytuacji.

http://online-bydajmond.blogspot.com/  
rozdział 10
"- Czemu luhe? - zapytałam, unosząc do góry brwi i patrząc na niego. Chłopak wyraźnie się wystraszył, gdy usłyszał moje pytanie, a zdezorientowanie na jego twarzy było mocno zauważalne.
- Co? - zatrzymał się i zrobił kilka kroków w tył. Przeszło mi nawet przez myśl, że zaraz się odwróci i zacznie biec do domu, ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Czemu luhe, a nie na przykład lukeh, lhemm, albo cokolwiek innego. - stanęłam naprzeciwko niego i uważnie przyglądałam się jego twarzy. - Przecież wiem, że to ty.
- Hale, jesteś taka śmieszna. - gestem ręki pokazał mi, że mam dalej iść, jednak ja odebrałam to w zupełnie inny sposób i schyliłam się, chcąc uniknąć ciosu, który nigdy nie miał nadejść. Widząc wystraszoną twarz Luke'a, wyprostowałam się i zaczęłam iść szybciej niż wcześniejszym razem."

Rozdział 12
"Nie miałam serca, żeby mu odmówić, toteż obróciłam się i od razu na niego wpadłam. Pospiesznie splótł swoje palce z moimi, przyciągając mnie bliżej siebie. Mimowolnie zostałam zmuszona do wtulenia twarzy w jego koszulkę. Słyszałam serce, bijące jak oszalałe pod wpływem tak wielu emocji."

Rozdział 26: „Dwa nabazgrane potwory i serce między nimi?”
 „Lupin zmierzył go karcącym spojrzeniem i odwrócił się z łagodną miną do Petera,
— Wiesz, że jak nie chcesz to nie musisz — zapewnił go.
        Za jego plecami Syriusz i James robili głupie miny, w końcu zeskoczyli z ławki, zaczęli machać rękami i grzebać nogami udając kurczaki. Peter przyglądał się temu z przestrachem. Remus odwrócił się i zobaczył, co też wyczyniali jego przyjaciele.
— Spokój! — zagrzmiał, a Rogacz i Łapa posłusznie usiedli na ławce, jednak na ustach wciąż mieli perfidne uśmiechy, którymi obrzucali Glizdogona.
— Czyli na dziś koniec — stwierdził Lunatyk i zaczął zbierać różne eliksiry i bandaże do swojej torby, które przyniósł na wszelki wypadek.
— Ko ko ko. — Zaczęło wydobywać się z ust Pottera, po chwili dołączył do niego Syriusz.
Remus zmroził ich spojrzeniem, ale gdy tylko się odwrócić znów usłyszał gdakanie.
— Może jednak spróbuje — mruknął cicho i niewyraźnie Peter.
— No i tak trzymaj, Glizdek!
James uderzył go z całej siły w plecy tak, że niski chłopak niebezpiecznie się zachwiał i na pewno by się przewrócił gdyby nie pomoc Lupina.”

Rozdział 5
(...) Nie mogąc już kompletnie wytrzymać wstała z łóżka, rzuciła krytyczne spojrzenie na sięgającą do ziemi, białą koszulę nocną w dziwnym kroju i boso ruszyła na poszukiwania. Wyjrzawszy na korytarz zorientowała się, że potrzebuje świecy. Jakby Nocni Łowcy nie mogli używać już prądu. A czy w XIX wieku był już prąd? przeszło jej przez myśl, ale nie znała odpowiedzi. Nie chodziła przecież do zwykłych szkół, gdzie uczono powszechnej historii. Ona znała jedynie wielkie bitwy z wilkołakami, starcia z faerie czy czarownikami.
Jęknęła cicho i ruszyła bezszelestnie drewnianym korytarzem. Ten Instytut niewiele różnił się od nowojorskiego. Nawet pod tym względem, że jest dwieście lat młodszy. Usiłowała nie zwracać uwagi na łaskoczące czarne kosmyki, które pozbawione gumki niesfornie omiatały jej twarz. Zawsze wolała by były związane, a teraz została pozbawiona wszelkich nowoczesnych upięć i pozostały jej jedynie irytujące warkocze.
Zadrżała, gdy minęła wielki obraz przedstawiający kilkoro Nocnych Łowców walczących krwawo z faerie. Mimowolnie oczyma wyobraźni widziała siebie mordującą Ivy. Zamknęła oczy i szybko oddaliła się od obrazu. Uznała, że wejdzie po schodach na jeszcze wyższe piętro, skoro i tak nie może spać to chociaż sobie pozwiedza.
Nie przewidziała jedynie tego, że wyższe piętro jest nieco rzadziej uczęszczane i skrzypi. (...)

Rozdział VII
– Pójdę boso.
– Stephane na pewno na to nie pozwoli – Kubiak uniósł brew i podał jej kieliszek z tequilą i kawałek limonki. Patrząc na jej rosnącą wściekłość, powoli zwilżył swoją dłoń i posypał solą. Podając solniczkę, chwycił ją za rękę i spojrzał wymownie - Mam to zrobić za ciebie?
Nat wyrwała dłoń z jego uścisku i zajęła się sobą. Mimo to, stuknęli się, wciąż mierząc wzrokiem. Dzik z lekkim uśmiechem, ona próbując zachować powagę.
– Odprowadź mnie zatem, skoro tak bardzo przeszkadza ci to, że mogłabym jechać taksówką... - odstawiła gwałtownie kieliszek i wstała, zrzucając szpilkę na podłogę. Kubiak podniósł popsutego buta i westchnął.
– Chyba nie mam wyjścia. Będzie jak za dawnych lat.

84. ...i niepogody.
[...]Ponownie przybrałem złote barwy zaciskając brudne od ziemi pięści. Przestąpiłem krok do przodu chcąc pokazać kosmicznym łotrom, że właśnie nadepnęli mi na odcisk. Choć nie miałem w sobie tyle energii co przed ich atakiem wiedziałem, że muszę dać z siebie wszystko, a przynajmniej tyle ile mogłem w tej chwili[...]

Rozdział 3 (14) Wiem, jak to brzmi, ale miło cię widzieć
Przypomniałam sobie scenę z końca filmu, kiedy to Heather trafia do siedziby – wtedy urządzenie właściwie zapadło się pod ziemię.
Sęk w tym, że nie zapadło się samoistnie. Ktoś je obsługiwał. Ktoś silny, kto przy okazji pilnował Heather i Alessy, a od sierpnia – również mnie.
-Coś mi mówi, że potrzebujesz pomocy – usłyszałam głos.
Nie musiałam podnosić wzroku, żeby wiedzieć, kto to.
Piramidogłowy.
Obiegłam karuzelę i objęłam go w pasie. Wtuliłam twarz w jego brzuch i wyszeptałam:
-Wiem, jak to brzmi, ale miło cię widzieć.
Czułam, że gdyby nie hełm, zobaczyłabym uśmiech na jego twarzy.

Rozdział 3 Księga III
 Skoro nie należała do moich strażników, musiała być kimś zupełnie innym. Jedyne czego teraz się obawiałam, to tego, że okaże się być moim wrogiem. Jedną z osób, które zamarzyły sobie obalić mnie i nie dopuścić do pojednania światów.
- Nie podoba ci się? - zapytał mnie brunet, jakby obawiając się potwierdzenia swoich obaw. Zupełnie źle odczytał moją reakcje. Uśmiechnęłam się do niego.
- Jest pięknie - powiedziałam, jednocześnie w myślach przywołując Nirrę.
Była ona jedynym stworzeniem, któremu zawierzyłabym swoje życie. I tak też zrobiłam. Miałam jedynie nadzieję, że moje przeczucie nie zostanie potwierdzone. Inaczej my wszyscy bylibyśmy w wielkim niebezpieczeństwie. Nie wspominając już o tym, że musiałam zgodzić się z ojcem. 

/z dziewiątą toniesz w rozpaczy/
 "- Anabel już się obudziła, ale nie mogą państwo jej odwiedzić. Nie dzisiaj. - komunikat, który po paru godzinach został usłyszany przez Ashton'a i rodziców Anabel, był jak zbawienie. Nie chcieli usłyszeć nic innego. Tylko taka wiadomość się liczyła.
Tym razem Ashton wypuszczał balon będąc przepełniony smutkiem. Patrzał się w puste okno, by potem powoli wypuścić cienką nitkę. Poczuł jak jedna łza spłynęła mu po policzku. Starał się resztę zatrzymać w środku. Unosząc głowę do góry, przyglądał się jak malutka koperta z marzeniem leci ku niebu. Dzisiaj już zrozumiał, że źle robił. Nie powinien przywiązywać się do Anabel. Nie powinien jej odwiedzać. Jego dusza umrze, gdy dziewczynka zdecyduje się odejść. To go wewnętrznie zabije. Będzie cierpiał tak samo, jak jej rodzice, bo pokochał tą małą, ciekawską osobę.
Powoli podszedł do ławki i usiadł na niej, by chwilę później przypomnieć sobie dzień wypadku i dzień poznania Anabel. Zauważył jak bardzo się od tego czasu zmienił. Często towarzyszył mu uśmiech i bardzo rzadko używał złego słownictwa. Anabel go zmieniła. Pamiętał wyraz jej twarzy, gdy do niego podeszła. Pamiętał teraz każdy najmniejszy szczegół.. nawet to, z jakim smutkiem zawsze opowiadała o rodzicach.
Anabel to skarb, który niedługo odejdzie i zostanie tylko w sercach Ed'a, Leigh i Ashton'a."

Rozdział : XIII
- Ten… mały dom na brzegu… płonie…
(...) Biegnę.
Nogi same mnie niosą. Nie wiem czemu się mnie nie słuchają. Czemu gnają bez mojej zgody gdzieś, gdzie czeka niebezpieczeństwo. Stójcie! Nieśmiała myśl stara się mi przywrócić zdrowy rozsądek. Nic z tego, nie potrafię się zatrzymać.

2 komentarze: