7 grudnia 2014

Nowe Rozdziały 30.11 - 07.12

Przed państwem Nowe Rozdziały:

Rozdział XIV
Otaczają mnie cztery nagie, szare ściany, które zdążyły zaprzyjaźnić się już na dobre z brudem i wilgocią. Nudne, zapuszczone pomieszczenie przygniata swoją prostotą. Na niczym nie można zatrzymać wzroku, a wystrój dorównuje starym przedwojennym piwnicom, choć i w takich znaleźć by można było choć skrawek rozerwanej tapety czy popsute części mebli. Tutaj jednak nikt nie postarał się by nadać jakiekolwiek walory estetyczne, bo i po co? Znajdujące się w tym pokoju osoby nie są warte nawet świeżego powietrza. Opieram łokieć o małe, metalowe biurko powoli zachodzące rdzą. Ciekawe ile historii zabójstw słyszało i ile winnych osądziło w swoim życiu. Wyrok śmierci, ułaskawienie, nie ma znaczenia i tak wszystko tu jest zepsute do cna. Ale czy ktoś taki jak ja ma prawo wypowiadać się na ten temat? Sam już dawno zostałem przeżuty i wypluty przez tutejszy system i ludzi. Coraz trudniej jest mi odróżnić dobro od zła, więc na jakiej podstawie mam zabierać głos? I tak nikt go nie wysłucha.

26. Rainy Moods
- Nie ma mnie i ciebie, Jackie. - Potrząsnął głową. - Przepraszam, że zwodziłem cię, ale ty nigdy nie będziesz moja.
- Tak, jestem. Zawsze byłam twoja i zawsze będę. - Zaprotestowałam.
- Jackie, przestań. - Powiedział surowo, a złość błysnęła w jego oczach. - Nie kocham nikogo, a już na pewno nie ciebie. I nigdy nie będę cię kochał.
Moje serce zostało złamane. Dreszcze przebiegły mi po plecach, a moje kolana ugięły się.
To boli... To cholernie boli. Wyobrażając sobie coś takiego, a słysząc te słowa w rzeczywistości, to dwie zupełnie inne rzeczy. Nie da się do tego przygotować.
Ale zanim zdążyłam wziąć to sobie do serca, przypomniałam sobie jego poprzednie słowa. Słowa, które powiedział jakby wieki temu.

http://cyberpunkoweopowiesci.blogspot.com/
Wszystko kończy się w barach - rozdział trzeci
– Widzę cel – powiedział do małego mikrofonu słuchawki, którą miał włożoną w prawe ucho. Był bezpośrednio połączony ze swoim zleceniodawcą. Zabójca włączył maskowanie; lufa karabinu nie była aż tak widoczna jak jego głowa. Odnawiające się z czasem zapasy energii wystarczyłyby na cztery godziny działania cyberwszczepu bez przerwy.
Obserwował stojącego mężczyznę przez lunetę.
Miał czyste pole do oddania strzału.
Palec wskazujący prawej ręki dotknął spustu i powoli, niemalże w ślimaczym tempie, zaczął go pociągać...

Rozdział VIII (+dodane streszczenie poprzednich rozdziałów)
Ugryzła się w język, żeby opanować złość. Odchyliła głowę do tyłu i wypuściła powoli powietrze. Zrobiła kilka kroków do przodu, żeby spojrzeć na Włodiego, tego człowieka, którego zobaczyła kilkadziesiąt godzin temu po raz pierwszy, który nic o niej nie wiedział, a jednak stała z nim na środku nieznanego sobie miasta o 4 rano.
– Niczego nie rozumiesz.
– Pokaż mi faceta, który rozumie waszą pokręconą logikę – Włodi uśmiechnął się sarkastycznie i pogładził się po brzuchu. Skrzywił się lekko.
– Boli?
– Tylko trochę. To było głupie, nie wyglądasz na dziewczynę, która chciałaby w taki sposób wyładować złość z powodu niepowodzenia. Sorry, ale nawet... nie byliście razem. Nie ma co się łamać – Nina zacisnęła usta i odwróciła wzrok od niego - No już, już.

Przysunął ją do siebie za głowę i przytulił, a ona stała w jego objęciach z opuszczonymi w dół rękami. Wiedziała, że nie było o co płakać, ale wydawało jej się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Czuła się, jakby biegła w maratonie po zwycięstwo, a ktoś nagle podłożył jej nogę przed metą.

Tytuł rozdziału: Rozdział 5 Kiedy zamkniesz oczy... trzecie zawsze będzie czujne.
Emily stała przed szkołą. Lekcje już dawno się skończyły i z okien zionęła ciemność. Na parkingu nie było żadnego auta. Wokół panowała niczym niezmącona cisza. Dziewczyna rozejrzała się uważnie dookoła. Co ona tu robiła? Nagły wrzask przeciął powietrze.
- Nie zgrywaj się, Em – dziewczęcy głos przepełnił głowę dziewczyny. – Nie masz nic na swoją obronę.
- Nie rozumiem, o czym mówisz – szepnęła Emily.
- Ty jak nikt powinnaś to wiedzieć – zaszczebiotał niewinnie głosik. – To przez ciebie jestem tym, czym jestem.
Drzwi szkoły otworzyły się z głuchym trzaskiem. Stanęła w nich około dziesięcioletnia dziewczynka. Przechylona kartonowa korona zsuwała się jej z głowy, a błękitna sukienka była podarta i odsłaniała głębokie rany cięte na ciele dziewczynki. Mimo krwi, która lała się strumieniami i zostawiała na drewnianej podłodze czerwone plamy, dziewczynka poruszała się swobodnie. Przez chwilę stała w miejscu wpatrując się w Emily. Po chwili jednak zaczęła sunąć - jej stopy unosiły się z dziesięć centymetrów nad ziemią. Dziewczyna zaczęła się cofać, ale zjawa była szybsza. Chwyciła Emily za ramiona i potrząsnęła nią, z furią w oczach.

rozdział VII. ŻYCIE ZA ŻYCIE
Trzydzieści jeden… trzydzieści… dwadzieścia dziewięć…
- Co do cholery pan robi?! – krzyknęła Nessie Lenson i na jej policzki natychmiast spłynęły łzy.
- Niech pan to wyłączy! – wrzasnęła Melanie, odwracając się od niego. Wściekłość telepała nią. Wyciągnęła rękę i pchnęła nauczyciela mocą. On jedynie zaśmiał się.
- Nic nie możecie zrobić – rzekł, podnosząc się z ziemi.
- Dlaczego oni?! – krzyknęła Daniela. – Są niewinni, nie zamieszani w to!
- Właśnie dlatego – powiedział Simon. – To was najbardziej zaboli.
Kiedy na ekraniku pojawiła się liczba jeden, a potem zero, nie słyszały dźwięku wybuchu. Był wyłączony. Ale widziały wystarczająco, by miało odbić się to na całym ich życiu.

Rozdział 2.1.
– Ruth Bennet – usłyszałam jak ktoś wywołuje mnie z tłumu. Odwróciłam się na pięcie do tej osoby, wcześniej zatrzaskując metalowe drzwiczki mojej szkolnej szafki. Spojrzałam wyczekująco na nauczyciela, a w głowie tliła się ciekawość tego, o czym profesor Glosh chciała ze mną porozmawiać.
– Słucham? – powiedziałam, posyłając jej jednocześnie pełen poważania uśmiech. Kobieta nie należała do szczególnie lubianych belfrów. Zawsze wydawała mi się być bardziej opryskliwą niż była w rzeczywistości. Poza tym to nazwisko… Nie miałam bladego pojęcia skąd mogło się wziąć takie słowo jak „glosh”, cokolwiek to znaczy.
– Nie szczerz się tak głupio i zanieś Carterowi jego inhalator. – Zdezorientowana uniosłam wysoko brwi. O czym ona w ogóle mówiła. Zapytałam grzecznie o czym konkretnie mówiła, starając się jej niczym nie podpaść. Nie lubiła stawiających się uczniów, co łatwo zgadnąć było odwzajemnioną niechęcią. – Nie drażnij mnie. Brian wspominał, że będziesz strugać idiotkę, ale dosyć tego! – Odchyliłam się do tyłu pod naporem jej głosu. Byłam wstrząśnięta do granic możliwości. Odrzucona jej defensywną postawą i maniakalnym uporem, zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, jak mnie wyzwała przed momentem. Dopiero w drodze do gabinetu pielęgniarki dotarło do mnie jakich słów dokładnie użyła. Zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle miała do tego prawo?

Rozdział 33. Subtelna ofensywa
— Nie miałem okazji się zapytać… podobała ci się fryzura? — Shisui pojawił się za Itachim, opierając się na jego ramionach.
— Jak diabli — warknął zainteresowany, próbując zrzucić z siebie dokuczliwy ciężar. Gdy ten uparcie nie znikał w końcu odpuścił, wzdychając ciężko.
— Tak właśnie sądziłem — rzucił beztrosko, wychylając się zza pleców kuzyna i zerknął na jego marsową minę. Kiedy nie doczekał się żadnej ciętej riposty, przewrócił ze znudzeniem oczami.
Przez chwilę obaj milczeli, przyglądając się witrynom w sklepach naprzeciwko. Przez szyby widzieli rozbieganych klientów, zachwyconych sezonowymi wyprzedażami. I średnio co minutę rozlegał się charakterystyczny dźwięk dzwoneczka otwieranych drzwi, gdy zadowoleni kupujący wychodzili obładowani torbami.
W końcu Shisui odkleił się od pleców Itachiego i przeciągnął się mocno, mrucząc z zadowoleniem.
— Dlaczego nie zaprosisz gdzieś Liv? Przecież widzę, że tego chcesz… — spytał znienacka, rozpoczynając drażliwy dla przyjaciela temat.
— Bo nie będę grał tak, jak ty mi zagrasz — rzucił z przekąsem Itachi, rozsiadając się wygodniej na murku. Czekał na grasującą w jakimś butiku odzieżowym Mizu, w duchu dziękując opatrzności, że nie chciała aby szedł z nią.
— Jak ty się z nią nie umówisz, to ja to zrobię — poinformował uprzejmie Shisui przysiadając się i obserwując przechodniów. Z widoczną radością zignorował wrogie łypnięcie towarzysza, mrugając do jakiejś nastolatki.
— Po pierwsze się nie odważysz, a po drugie nie masz szans. — Itachi odprowadził wzrokiem potykającą się o własne nogi dziewczynę, odurzoną gestem kuzyna. Przez myśl przebiegło mu, że z tymi babami jest coś nie tak skoro jeden ruch potrafi je wyprowadzić z równowagi. Wystarczy, że Uchiha pstrykną palcami a te padają im do stóp. Żenujące.
— Mojemu urokowi nie oparła się jeszcze żadna.
— Marz sobie dalej
— Tak? Dobrze, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem. — Shisui zakasał rękawy z przebiegłym błyskiem w oku. Kiedy Itachi w żaden widoczny sposób nie zareagował poza głośnym prychnięciem, dodał: — Patrz i ucz się, żółtodziobie.
— Oczywiście, mistrzu — rzucił z sarkazmem i omal się nie zachłysnął, gdy zza rogu akurat wyszła Senju. Posłał szybkie spojrzenie w kierunku przyjaciela, który uśmiechał się triumfująco.
— Idealne wyczucie czasu — zaśmiał się cicho Shisui i kocim krokiem ruszył w stronę dziewczyny.

Into dust, n #42
To istna komedia pomyłek. Seria niezręcznych uśmiechów. Trzymanych na wodzy emocji. Niewypowiedzianych na głos słów. Dla świata błahostka. Dla panny Welch doskonały pretekst do wymiksowania się z towarzystwa. Dla Chloe sądna godzina. Dla niego zaś, najlepszego aktora z całej tej trójki, doskonały powód do obserwacji. Do odrobinę egoistycznego upajania się dotykiem jej chłodnej skóry, tym absurdem, który przyszło im ze sobą dzielić, oraz... widokiem tak zszokowanej Moritz, jakiej świat nie widział.
Kiedy on pochyla lekko głowę, żeby spojrzeć prosto w tę kamienną twarz, oraz szepnąć: Chloe, ta jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wraca do życia. Odwraca głowę w jego stronę, a jej buzia nabiera tyle rumieńców, że wygląda jakby z wrażenia miała zaraz paść trupem. Aż trudno uwierzyć, że za jej podłym humorem stoi jedna osoba, ta, której dłoń on zachłannie przyciska do swojej piersi i którą obdarza tym swoim absolutnie czarującym uśmiechem. Dla Chloe ma w zanadrzu zupełnie inny. Ten chłodny, srogi wręcz, mówiący, ni mniej, ni więcej: Jeśli pozwolisz ten kruchej dziewczynie znów się rozpaść, zobaczysz co z tobą zrobię.


Rozdział 17
Na zegarze było już dwadzieścia pięć po piątej. Henry doszedł do wniosku, że posiedzi do wpół do szóstej, wypije herbatę i wróci do Calshot, nie ma sensu dłużej czekać.
Do sali weszła kobieta w tabaczkowym palcie i niedużym kapeluszu. Średniego wzrostu, raczej smukła niż szczupła. Kiedy zdjęła kapelusz, jej czarne włosy zalśniły czysto w świetle restauracyjnych lamp. Rozejrzała się chwilę po sali i nagle na Vincenta błysnęły drapieżnie białe zęby w obramowaniu bardzo czerwonych ust.
- Dzień dobry! – zawołała radośnie, machając dłonią. Dopiero po głosie Henry ją poznał.

rozdział 10 
- Na co tak patrzysz Malfoy? Wypiłam twoją truciznę. - jej wojowniczy ton prowokował - Zadowolony? O jedną szlamę mniej na świecie.
Uniósł leniwie brew, rzucił jej krótkie, rozbawione spojrzenie i wyprostował się, niespiesznie wygładziwszy koszulę sięgnął po butelkę stojącą nieopodal.
- Życzysz sobie jeszcze?

ROZDZIAŁ CZTERNASTY
- Żałuję, że cię poznał - powiedziała kończąc rozmowę. Nerwowo poderwała się z krzesła, zahaczając torebką o stolik, przewracając przy tym stojące na nim szklanki. Na białej koszulce Dominiki w jednej chwili pojawiła się pomarańczowa plama z soku. Zakryła usta z przerażeniem, czując jak cała zawartość jej żołądka podchodzi do gardła. - I wiesz co ci jeszcze powiem - krzyknęła, pochylając się nad roztrzęsioną dziewczyną - zrobię wszystko, żeby ci nie wybaczył! - przeszyła ją gniewnym spojrzeniem i obróciła się nerwowo na pięcie, wpadając w stojącą obok zakłopotaną kelnerkę.
- To się nie dzieje naprawdę - burknęła pod nosem, rozcierając dłońmi pulsujące skronie.


Rozdział I - Katastrofa
– Tatuusiuu...? Dlaczego z nami nie jedzieesz? 
Jej głos był obcy, zniekształcony, a chwyt bardzo silny, wręcz bolesny. Kiedy na nią spojrzał, zobaczył tylko czarne, puste oczodoły oraz długie, ostre zębiska. Jej delikatna, różowa skóra wysychała, pękała, przybierała coraz ciemniejszą barwę. Ardis stała się demonem. 
Wtedy szyba strzeliła potężnym hukiem, a do pokoju wdarł się ocean, z niemiłosiernym hałasem porywając wszystko, co znajdowało się w środku.

1 komentarz:

  1. Może ślepa jestem czy coś, ale gdzie się zgłasza nowy rozdział? Nie mogę znaleźć odpowiedniej zakładki.

    OdpowiedzUsuń