7 lutego 2015

Nowe Rozdziały 13.12 - 07.02

UWAGA! Aktualizacja jest bardzo obszerna dlatego by zobaczyć ją w całości proszę rozwinąć post.


Rozdział 5, w którym przechodzę test osobowości
Kiedy tak kuliłam się i patrzyłam, jak woda spływa po mojej skórze, powoli zaczęłam w myślach podsumowałam sobie, co tak naprawdę wydarzyło się przez ostatnie kilkadziesiąt godzin.
Dostałam magiczną księgę. Dowiedziałam się o rodzinnej tajemnicy. Okazałam się być podróżniczką w czasie. Trafiłam do nieznanych mi miejsc i spotkałam się z dziwnymi ludźmi.
Poza tym, zeszłej nocy chyba zgodziłam się uratować świat, chociaż nie wiem, na czym dokładnie będzie polegało moje zadanie. Zatrzęsłam się na myśl o tym, co może się wydarzyć podczas moich podróży.

Rozdział 13
Po cichu zamknęłam drzwi, po czym spojrzałam na klapę w suficie, którą widziałam już jakiś czas temu. Domyśliłam się, że to właśnie stamtąd dochodziła ta przeklęta muzyka i to tam musiałam pójść. Pozostawał tylko jeden problem – nie było szans, żebym do niej dosięgnęła! Nie szczyciłam się długimi nogami, więc stałam przed nie lada wyzwaniem.

Rozdział 16 część III Zakazany Las
- On jest Malfoy’em. – Jej głos był schrypnięty; musiała odchrząknąć i powtórzyć. – Scorpius Malfoy. A ja… - Nagle poczuła, że już wie, co powinna powiedzieć. Nigdy nie należała do grona odważnych ludzi, ale czas spędzony w Hogwarcie wiele ją nauczył. Dowiedziała się, czym jest prawdziwa przyjaźń, lojalność, oddanie i… poświęcenie. Zauważyła poruszenie na skraju polany. - … jestem nikim – szepnęła, zamykając oczy i czekając na koniec.

eleven
"- Musisz coś zrozumieć. Pamiętasz naszą rozmowę, gdy ostatni raz u ciebie byłem? - uniosłam lekko głowę, skupiając swoją uwagę na stojącym przede mną chłopaku.
- Mówisz o tej, gdy skopałam twoje jaja, a ty rozgadałeś wszystkim, że ze sobą jesteśmy? - skinął głową, lekko ją spuszczając.
- Już wtedy starałem się jakoś ciebie ochronić. To jest bardziej popieprzone niż ci się wydaje. "

The Moments of Sadico 5
Nienawidzę swojego ojca. Gdyby nie był nieśmiertelny, zabiłabym go teraz. Co to jest, Starożytny Egipt w XXI wieku? Może, gdyby to była jakaś miła osoba, jak na przykład Walt, albo Anubis. Nie, to musi być jakiś dziwaczny syn Hadesa, którego w życiu nie spotkałam!
Tego dnia powiedział mi: "Sadie, kochanie, proszę bądź obecna dziś wieczorem. To ważne."
Mogłam potraktować to z przymrużeniem oka, ale nie. Postanowiłam być grzeczną córeczką tatusia i się zjawić.

~2~ Rozdział 7#:"Zerwanie"
Hello, Brad!
Pewnie już się zastanawiasz, po co piszę maila, skoro mogłabym zadzwonić na Skype'ie, czy napisać sms'a. Stwierdziłam, że tak będzie łatwiej. I dla mnie, i dla ciebie.
Wspominałam ostatnio wszystkie nasze przeżyte razem chwile. Były cudowne, prawda? 
Później Tobie i chłopcom trafiła się trasa. Mi film. I tak się rozeszliśmy. Oboje dobrze wiemy, jak ciężko to znosiliśmy. Udało się zorganizować spotkanie po trzech miesiącach rozłąki, ale potem? Minął już rok, a my nadal się nie spotkaliśmy. Brakuje mi tego.
Głupio się czuję załatwiając to w ten sposób. Wolałabym porozmawiać w cztery oczy, ale to przecież nie możliwe... A szkoda.
Nasza ostatnia rozmowa na Skype'ie. Eh, sam wiesz, jaka była. Nie można jej nazwać udaną. I szczerze powiem, że po rozmowach z kilkoma innymi osobami, była tą ostatnią kroplą w przysłowiowym kielichu.
Nie chcę się rozpisywać, właściwie wolałabym ściśle to ująć. Ciężko mi to pisać, już nawet nie myślę, jak ciężko byłoby mi to powiedzieć, ale... To koniec.
Nie sądziłam, że tak się to skończy, ale... Nie potrafię żyć w związku na odległość. To mnie niszczy wewnętrznie. Przykro mi, ale myślę, że w pewnym sensie czujesz to samo. 
Przepraszam.
~Amy

Rozdział XXXV, w którym Dorian staje nad przepaścią
Mimo panującej w pokoju ciemności od razu rozpoznał wysoki wzrost, bladą cerę i pilśniowy kapelusz z kogucim pióropuszem. To był István Zbocsóny, szef ochrony w zamku Czarnego Hrabiego i jego zaufany. Bez trudu poznał też Dorian krótkie, lecz zabójcze ostrze, wzbudzające grozę wśród wampirów na całym świecie – Drakulin Lewak. Hrabia von Beesens, po długich poszukiwaniach, które wiele go kosztowały, zdobył tę broń, by nikt nie mógł wykorzystać jej przeciwko niemu.
- Zdradziłeś – powiedział Zbocsóny.
Zaiste sprawa się rypła, pomyślał Dorian.
- Jedno pytanie – odezwał się. – Jak tu dotarłeś bez mojej wiedzy?

/za pięć dni będziesz w raju/
- Us against the world tonight.. - kończąc śpiew podszedł do Anabel i chwycił jej drobną dłoń w swoją. Poczuł jak przez jej ciało przechodzą dreszcze, więc szybko zakrył ją bardziej kocem i patrząc w zmęczone oczy dziewczynki, powtórzył ostatnie zdanie piosenki. 
- Us against the world tonight.. - cichy szept Anabel został usłyszany jedynie przez Ashtona. Chłopak bardzo się ucieszył, gdy zrozumiał co to dla niego znaczyło. Anabel mu wybaczyła i teraz tylko to miało największą wartość.

28. Misery Loves Company 
- Jackie, nie chcę cię skrzywdzić. - Jego brązowe oczy wpatrywały się w moje, zielone. - Odejdź, zanim zrobię coś, czego będę żałował, błagam.
- Nie obchodzi mnie to co zrobisz. - Zaprotestowałam. - To nie sprawi, że będę cię mniej kochać.
Łzy zabłyszczały w jego oczach, a ja chwyciłam jego twarz w dłonie. Pogładziłam kciukami jego skórę, ocierając przy tym, łzy które spłynęły po jego policzkach.
- To dobrze zrobić czasem coś dla kogoś, wiesz? - Szepnęłam mu do ucha. - Nie każdy chce krzywdzić ludzi. Nawet jeśli to rzadkie w dzisiejszych czasach, czasami ludzie chcą po prostu pomóc.
Justin nadal płakał, a jego głowa spoczywała na moim ramieniu. Owinęłam ramiona wokół niego, pozwalając mu szlochać w moją koszulkę. Głaskałam dłonią jego plecy, zapewniając go, że wszystko będzie w porządku.

41. Love's bright light
-Co to znaczy, że pojawiły się małe komplikacje?
-Tak..po prostu.- Ta ogólna, bardzo oszczędna odpowiedź sugeruje mi, nie chce powiedzieć, o co chodzi. To martwi mnie jeszcze bardziej. No bo co takiego mogło się stać?
-Ale czujesz się dobrze?- Nie ma obowiązku informowania mnie o swoich sprawach, ale niech chociaż zapewni mnie, że to nic groźnego.
-Tak, czuję się dobrze.- Nie przekonał mnie. Ma smutny głos. Ściskam telefon jeszcze mocniej.

V. The hunger of a lion
Odetchnęła głęboko, oplotła srebrny łańcuszek wokół palców i podniosła go na wysokość oczu. Przez chwilę kołysał się delikatnie, lecz kiedy przestał, kobieta wyczekiwała znaków. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Nikt nie umiał jej tego wytłumaczyć. Miała po prostu pojawić się o odpowiedniej godzinie i stanąć w środku przeszklonego okręgu wmurowanego w ziemię. Przez chwilę nie działo się nic, ale Smith szybko dostrzegła promienie słoneczne padające na wisiorek, z którego wybiegły smugi delikatnego światła. Widok zaparł jej dech w piersiach...

Eventowy rozdział świąteczny.
" – O mały włos. Zamknijcie te cholerne drzwi.
– Ale co się stało???
Jaggerjack nie zamierzała marnować czasu na tłumaczenie im, co zaraz nastąpi. Planowała jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od kuchni. Odpaliła Shunpo i zwiała, tymczasem ciekawość pierwszym stopniem do piekła. Porucznik i Zastępczy wzruszyli ramionami i z powrotem przyłożyli uszy do szyby w drzwiach, która w chwilę potem zaczęła drgać od zwielokrotnionego falą dźwiękową ryku.
– CO TO, KURWA, MA BYĆ?! – Szyba nie wytrzymała i rozsypała się w drobny mak, odsłaniając Shinigami przed gniewem espady. – DALEJ MACIE HALLOWEEN, POJEBY?! MYŚLICIE, ŻE TO TAKIE KURWESKO ŚMIESZNE PRZEBRAĆ ARRANCARA W WASZE ŚMIERDZĄCE ŁACHY ?!
Trzeba było zostawiać Grimmjowowi to, że nawet w kretyńskich majtkach i haori Isshina wyglądał groźne i – zwłaszcza maksymalnie wkurwiony – roztaczał wokół siebie śmiertelną aurę grozy, a nawet jakiejś dostojności. Abarai przełknął głośno ślinę. Ichigo jeszcze myślał, że da się jakoś załagodzić sytuację.
– Ale Grimm, całkiem ci w tym do twarzy…"

Rozdział VII
"Nagle Patricia wzięła głęboki oddech i wyciągnęła nóż z rany. Podparła się na zdrowej nodze. Philip doskoczył do niej i, obejmując ją w pasie, przyciągnął do siebie. 
Ale dziewczyna nie potrzebowała wiele, aby wypełnić swój plan. Jednym szybkim ruchem wycelowała w szyję Jacoba. Ostrze przebiło skórę jak masło. Chłopak nie zdążył nawet krzyknąć. Krew zaczęła zabarwiać jego koszulę na czerwono.
Na polanie zapanowała cisza.
Fures odrzucił martwe ciało z obrzydzeniem, a potem cofnął się do swoich, jakby nie chciał mieć z tym nic wspólnego. 
– Wybacz – wyszeptała Patricia i osunęła się w ramionach Philipa."

13. Poranna porażka i wieczorna wygrana
„— Zrezygnowałeś ze śniadania — bardziej stwierdził, niż zapytał Jasper, opadając na kanapę obok przyjaciela. Michael zerknął na niego i zmarszczył brwi. Na policzku chłopaka widać było zaczerwienienie po silnym uderzeniu, choć znikało teraz w błyskawicznym tempie.
— Biłeś się? — zapytał z powątpiewaniem. Jasper był zdolny do wszystkiego – beztroski, pewny siebie, nastawiony tylko i wyłącznie na zabawę.”

Rozdział 4 (15) Jak to mówią, genów nie oszukasz
Niestety było już za późno. Jej ciało zaczęło przemieniać się w manekina. Po chwili wpatrywaliśmy się w zesztywniały kawałek plastiku. Heather krzyknęła cicho.
Nagle pajęczyna po naszej lewej stronie zaczęła się poruszać. Wiedziałam, że przemieniona dziewczyna miała towarzyszkę, zaplątaną w sieć. Heather podeszła do niej, chętna do pomocy.
-Tu jest człowiek – powiedziała – Chodźcie, pomożemy...
-Lepiej nie – odrzekłam – Obudzisz potwora.

II Ratunek
Stracił kontrolę nad pojazdem. 303 nie reagowała na żadne z jego poleceń, mimo iż minutę temu wszystko działało poprawnie. System ochronny zawiódł. Wszystko huczało jak diabli. Odkrył się, to koniec.
Po raz pierwszy w życiu popełnił błąd, a pojęcia nawet nie miał jaki. Perfekcyjność aż po grób. Do tego nieznane dotąd uczucie bezsilności, wypełniające każdą drobinę powietrza, które tak cudownie smakowało. Cóż za bogactwo doświadczeń jednej nocy.

Rozdział XXIV- Jeszcze tylko zaklęcie
Nie spodziewał się dużego tłumu, ale to co ujrzał przeszło wszelkie jego wyobrażenia. [...] Al nie wiedział co zrobić. Aż nagle go olśniło. To nie była wcale dobra decyzja ani moralna jednak myśl o Rosie zwyciężyła. [...] Po wypełnieniu „misji” skierował się szybko do Pokoju Życzeń. Clary zaczęła już gotowanie eliksiru. Wiedzieli, że potrwa to wiele godzin dlatego woleli jak najszybciej zacząć. Całą noc i cały następny dzień wymieniali się aby wywarzać eliksir. O 22 następnego dnia mikstura była wreszcie gotowa.
-Rosie wreszcie wróci do nas- szepnęła Clary dodając krew -I zemścimy się na tej przystojnej pijawce. Jeszcze tylko zaklęcie...

Rozdział VI "Noc wydaje się tajemnicza"
(...) Przeczesałam palcami swoje gęste loki i ruszyłam do łazienki. Dopiero przekroczywszy próg zapaliłam światło. To pomieszczenie również ziało bielą, czernią, minimalizmem i nudą. Podeszłam do jasno oświetlonego lustra i pierwsze, co zobaczyłam to zadziorny uśmieszek, który wkradł mi się na usta. Oparłam się o blat i pochyliłam do lustra. Czarne loki opadały mi na twarz, na co jedynie westchnęłam i przyjrzałam się bardziej. Okrągła blada twarz i oczy... Zamiast szarych, niemal srebrnych oczu doczepionych do tego ciała zobaczyłam czarne. Czarne jak noc, jak diabeł, jak zło. Zwykłym śmiertelnikom wydawały się czasem czerwone, ale były czarne. Czarne, błyszczące nienawiścią. Moje oczy.(...)

Rozdział 12
Kiedy tylko mnie zobaczył podniósł się. Następnie zaczekał aż stanę pod samym tronem. Wtedy zszedł po dwóch stopniach i stanął naprzeciw mnie.
- Gdy prawowity władca powróci do Smoczej Przystani jego krzew spowiją błękitne kwiaty. Tak brzmiała przepowiednia. - powiedział staruszek - Od odejścia potężnej Emmy krzewy jej potomków wyrastały, lecz żaden nie zakwitł. Aż do teraz. Miesiąc temu twój krzew wypuścił pierwszy błękitny kwiat. Sądzę, że dziś jest ich jeszcze więcej. - uśmiechnął się, sprawiając wrażenie miłego człowieka...

X Do tej pory 
Obróciła się na pięcie i odeszła. Zaczęli grać jej ulubioną latynoską piosenkę do tańca. Mateusz w kilka sekund zaraz złapał ją znowu. Przytulił dziewczynę od tyłu i chwycił jej dłoń. Efektowny obrót.
-Zatańczymy? -Naburmuszona nie opowiedziała. - Podaruj mi proszę ten taniec.
Bez słowa przysunęła się do niego. Chłopak silnie i pewnie wykonał pierwszy obrót. tak jak lubiła, szalony taniec z mnóstwem niby nic nieznaczących figur. Ale to było coś jeszcze.... patrzyli sobie z Mateuszem w oczy, a ich idealnie dobrane ruchy schodziły na dalszy plan. To był niesamowity taniec wyrażający wszystko, co było między nimi: zakochanie, tajemnicę, tęsknotę... Nagle ich ruchy zwolniły i teraz tak stali, zupełnie obnażeni przed sobą nawzajem ze swoich pragnień.
-Czy... czy jesteś z nim szczęśliwa?

Rozdział 9 - Etykieta -
Nad Asgardem wisiały chmury. Czarne, obdarte z wody chmury. Po prostu zwisały, ciskając beznamiętnie goryczą. Słońce zaszło przed paroma godzinami. Było cicho. W powietrzu unosił się tępy zapach wosku i dymu.
Thor obserwował, jak łódka z nieruchomym ciałem Lokiego, płonie. Jak kłęby dymu unoszą się wysoko ponad miasto i wsiąkają w chmury.
Cisza.

Rozdział `07
Obok mnie ze świstem przelatuje smuga czerwonego światła. Czyżby Lavender postanowiła się najpierw poznęcać nade mną, zanim wyśle mnie na tamten świat? Obok mnie biegnie Clove – z tym samym zamiarem, co ja. I wcale mi się to nie podoba, bo kiedy dosięgnie noża szybciej ode mnie, to śmiało będę mogła ogłosić się martwą.

Akademia OverAble - Rozdział 14 - Hideo
Hana, jego dziewczyna, leżała obok niego, a nad nią pochylał się jakiś półnagi czarnowłosy chłopak. Niczym porażony prądem, szybko zrzucił z niej nieznajomego człowieka, lądując we dwójkę na ciemnej, drewnianej podłodze.
-Toaro! - wykrzyknęła przestraszona
-Kim, ty do cholery jesteś ! - przyduszał go swoim ramieniem. Niestety przez wykonywany czyn podejrzany mężczyzna nie mógł mu odpowiedzieć.

Święta z Huncwotami
Najpierw zobaczyła odstający brzuch, a dopiero później Vernona. Uczesał i ubrał się schludnie. Wręczył Petunii bukiet kwiatów, a ona ucałowała go w policzek. Zaprosiła go do środka, a on przyjął zaproszenie. Petunia była tak zapatrzona w ukochanego, że to Lily musiała zamknąć za nimi drzwi. Do tego jednak nie doszło. Zanim je zamknęła, poczuła przeszkodę. Zobaczyła, że to czyjaś dłoń pcha drzwi w jej stronę, aby z powrotem je otworzyła. Po dłoni, najpierw w oczy rzucił jej odstający brzuch, a dopiero później... twarz Vernona. Lily otworzyła usta ze zdziwienia. Przyszedł do nich drugi chłopak Petunii. Wszedł do środka bez zaproszenia. Lily nawet nie próbowała zamknąć drzwi, a przez próg wszedł następny Vernon. Za nim jeszcze jeden. I następny. Różnili się tylko ubiorem i małymi szczegółami. Jeden miał na karku czarną skórzaną kurtkę, drugi czerwoną bluzę z kapturem, trzeci miał bliznę na policzku i ciemny płaszcz zarzucony na plecy, a czwarty nosił grubą niebieską kurtkę zimową.

Rozdział IV: Upadły
"-Wszystko będzie dobrze - Pogłaskał mnie po głowie. Od dawna nie czułam takiej potrzeby bliskości kogoś innego, strasznie się bałam, dziękowałam wszystkiemu co go tu sprowadziło, co sprawiło, że mogłam się do niego przytulić. Widocznie blondynka powiedziała mu o wszystkim.
-Rudowłosa pięknościo -usłyszałam głos Hexabelli..."

Rozdział 6
Następnego dnia Dumbledore zwołał radę pedagogiczną. Mistrz Eliksirów rozmyślnie się na nią spóźnił, żeby tym większe zrobić wrażenie. Rzeczywiście, widok Severusa zaszokował niejednego spośród nauczycieli.
(...)
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział Snape tonem, który dobitnie wskazywał, że wcale mu nie jest przykro.
- Ach, profesorze, widzę, że umył pan włosy – uśmiechnął się Dumbledore. – Cóż, w pana przypadku rzeczywiście mogło to zająć dłużej, niż się przewidziało… Niech pan siada.

{29} Seria dziwnych zdarzeń
Biegłam prosto na przystanek. Za dwie minuty miałam autobus a jeszcze kawałek do przystanku został. Na szczęście udało mi się zdążyć bo autobus był trochę spóźniony. Dobiegłam na przystanek zdyszana. Oparłam się o słupek z rozkładem by złapać oddech. Chłodne jesienne powietrze dostawało się do moich płuc. Rozejrzałam się dookoła. Na przeciwko mnie kilka metrów dalej patrzyła na mnie zakapturzona postać. Nie widziałam dokładnie twarzy, ale na pewno był to chłopak. Szczupły i wysoki. Trochę się wystraszyłam bo nikogo innego nie było na przystanku ani dookoła, a autobusu jeszcze nie było. Widziałam jak się przymierza by do mnie podejść. Starałam się na niego nie patrzeć. Liczyłam na to, że skoro ja go ignoruję to on mnie też zignoruje. Głupie myślenie. Jeśli drapieżnik upatrzy sobie ofiarę to już koniec. Jedyną deską ratunku był autobus ale jego nie było nigdzie widać. Chłopak zaczął iść w moją stronę. Serce zaczynało podchodzić mi do gardła. Bałam się. Kiedy był już blisko autobus zatrzymał się a ja szybko do niego wsiadłam.

Rozdział 18
- No, daj spokój – przemówił Scolding. – Powiedz, co cię gryzie, martwię się o ciebie.
Vincent uniósł wzrok i nawet trochę się uśmiechnął.
- Co mnie gryzie? – powtórzył. – Raczej „kto”…
- Josephine? – wypalił Tony.
Twarz Vincenta na wzmiankę o narzeczonej napełniła się bólem; westchnął ciężko. To wystarczyło Tony’emu za całą odpowiedź. Postanowił nie drążyć tematu: jeżeli przyjaciel zechce się zwierzyć, sam mu powie. A tymczasem – może by dać mu trochę rozrywki…
- Za pół godziny nasza kolej – zapowiedział.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
" - W takim razie proponuję "Lśnienie" - powiedział zdecydowanym głosem i wyciągnął rękę po film leżący na skraju półki. Naciągnął się by go sięgnąć i zamarł w bezruchu, kolejny raz tego wieczoru znajdując się niebezpiecznie blisko niej. Przyglądała mu się z zafascynowaniem, powstrzymując powieki przed mrugnięciem w obawie, że kiedy zniknie jej z oczu choćby na ułamek sekundy, wszystko to okaże się nieprawdą. Wyciągnięta po pudełko z filmem ręka, zmieniła kierunek i znalazła się na jej policzku, drugą wplótł niespiesznie w jej włosy. Był coraz bliżej. Tak blisko jak nigdy dotąd. Widziała każdą bliznę i każdy najdrobniejszy pieprzyk na jego twarzy. Uniósł kąciki ust w delikatnym w półuśmiechu, przyglądając się długim cieniom, jakie rzucały jego ciemne rzęsy na jej zaróżowione policzki.
Z rozchylonych ust Dominiki wydobył się cichy jęk.
- Ciii - szepnął, wodząc koniuszkiem wskazującego palca po jej suchych ustach. - Ciii -powtórzył, patrząc na nią z pożądaniem. Znieruchomiała, zdając sobie sprawę, że cały świat wokół nich zamarł, a jedynym dźwiękiem jaki docierał do jej uszu był głuchy odgłos kropel deszczu, uderzających o parapet oraz miarowe cykanie wiszącego na ścianie zegara.
Nie zastanawiając się ani chwili nad tym co robi, położyła dłoń na jego biodrze i patrząc mu głęboko w oczy wsunęła ją pod szaro-niebieską bluzkę. Wodziła nią zachłannie po naprężonych mięśniach jego brzucha, czując delikatne mrowienie w każdym zakamarku swojego ciała. Zmrużył oczy poddając się miękkiej dłoni kobiety. Dotknęła obwódki białych bokserek, przełknęła ślinę i wsunęła palec pod bawełniany materiał. Pewnym ruchem ujął jej twarz w swoje dłonie i oparł brodę o jej czoło.
- Nie możemy - wycedził, przez zaciśnięte zęby."

3. Nowa koleżanka. 
Dumbledore z entuzjazmem klasnął w dłonie, a następnie przywołał zaklęciem jakąś starą i obdartą czapkę, której Marlena wcześniej nie zauważyła. Po chwili owa czapka, która tak naprawdę była tiarą, była już na blond głowie. Prawie natychmiast w gabinecie usłyszano jedno słowo – „Gryffindor!” – które potem rozbrzmiewało w głowie dziewczyny jeszcze przez długi czas. Oprócz tego jakiś cichy głosik uparcie jej powtarzał, że przecież znajomy z Hogwartu mówił, że Gryffindor to będzie najlepsze wyjście. Jakie najlepsze wyjście? Tym Marlena się nie przejmowała. W końcu ona niczym się nie przejmowała.

/zaczynasz się żegnać/
- Zaopiekujesz się kimś jeszcze? - Anabel z trudem wypowiedziała każde słowo. Przekręcając lekko głowę, przyjrzała się być może ostatni raz twarzy chłopaka.
- Tylko jeśli obiecasz, że ty zaopiekujesz się mną. 
Lekkie kiwnięcie głową wystarczyło, by Ashton poczuł się lepiej. Złapał Anabel za dłoń i złożył całusa na jej czole. Ostrożnie położył się obok niej, wciąż wpatrując się w zmęczone oczy i twarz. Gdy zauważył, jak wolna ręka Anabel powoli się podnosi i macha, w tym momencie nie wytrzymał i łzy powoli zaczęły spływać po jego policzkach. 
- Miałam najlepszego brata na całym świecie. - delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Anabel.

Chapter fifth.
- Skye - powiedział głośno i wyraźnie; tak, by mogła go zrozumieć. Dziewczyna jednak spuszczała głowę za każdym razem, kiedy ich spojrzenia się spotykały. - Skye! - krzyknął i ujął jej twarz w dłonie, by przestała się szamotać. Czuł, że jej ręce opierają się na jego talii. - Znajdziemy go. Rozumiesz? Obiecuję ci to. Znajdziemy go. - Powtarzał te słowa jak mantrę, żeby wpoić jej to do głowy. Nie miał pojęcia, co lepszego mógłby teraz zrobić.
Jego czoło powoli oparło się o jej czoło, zamknęli oczy, a ich oddechy stały się równomierniejsze. Dziewczyna przestała chlipać. Charlie czuł, że ten gest ją uspokajał.
Powoli jego ręce opadły na jej ramiona. Stali tak mokrzy od deszczu, oparci czołami o siebie, trzęsąc się z zimna, dopóki ciemnowłosa nie wypowiedziała słowa "dziękuję". Wtedy Charlie pogłaskał ją po policzku i posłał jej pokrzepiający uśmiech.
- W środku coś wymyślimy - powiedział i pociągnął ją do domu. - Max?! - krzyknął, kiedy już zamknął drzwi wejściowe. - Max, gdzie jesteś?!

7. Zagubiona prawda
"Wracałam do domu sama. Musiałam przebyć jeszcze dobry kilometr. Nagle tuż za mną usłyszałam zwalniający samochód. Nie zatrzymywałam się. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Poczułam jak moje serce zaczyna przyspieszać, a oddech staje się cięższy.
- Zaczekaj. - usłyszałam za sobą męski, znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Chrisa. Zacisnęłam zęby żeby powstrzymać płacz. Nie chciałam z nim rozmawiać, więc przyspieszyłam kroku. Usłyszałam jak wsiada do samochodu i z hukiem zamyka drzwi. Tym razem jechał powoli, tuż obok mnie. Opuścił szybę.
- Audrey, wiem , że się dzisiaj pokłóciliśmy, ale czy jesteś pewna, że chcesz wracać do domu sama i to o tej godzinie? - zapytał podnosząc głos, aby przekrzyczeć warkot silnika.
- Tak, jestem pewna. - odparłam przewracając oczami. Ruszył z piskiem opon jakby w ten sposób chciał wyładować całą swoją złość. Nie zwracałam na to uwagi. W głowie cały czas przelatywał mi scenariusz dzisiejszego dnia. Chciałam po prostu wrócić do domu."

 Prolog
 „ .. coś na nowo się zaczyna, a coś kończy. Ktoś pojawia się w naszym życiu, po to, by następnie odejść. Taka jest kolej rzeczy i czy chcemy czy nie, to wszystko będzie się powtarzać.. „

43. Love's bright light.
Sok bananowy, na dnie sok z czarnej porzeczki i do tego bita śmietana. Trzy składniki. Czysta perfekcja jak dla mnie. Proste i wyśmienite. Łyżeczką zbieram bitą śmietanę i smakuję jej. A to co? Ktoś uważnie obserwuje moje obżeranie się.
Muska moją skórę pod łopatkami.
-Tutaj. Tutaj jest absurdalnie miękka. Jak to w ogóle możliwe?
Wzruszam ramionami. 
-Jakieś specjalne życzenia?
-Co?
-Jakieś zachcianki?
-Nie..nie...- Popijam przez słomkę soczek bananowy a on obrzuca mnie wzrokiem. Czy ja kiedyś nauczę się flirtować? Raz mi to wychodzi, a czasami idzie mi naprawdę fatalnie.

Live it up
W kilka sekund zrobiło mi się niesamowicie gorąco i nie wiem czy to za sprawą ruchu czy dotyku Jake’a. Mój oddech z każdą chwilą przyspieszał, a serce łomotało w piersi. Cicho podśpiewywałam refren utworu, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo pasuje. W połowie piosenki obróciłam się przodem do niego. Nasze ciała stykały się ze sobą, nie pozostawiając ani kawałka wolnej przestrzeni. Rękami objęłam go za szyję, a nasze twarze dzieliły milimetry. Jedna z jego dłoni delikatnie podwinęła moją bluzkę, przez co czułam jego palący dotyk na swojej skórze.

"Przebłyski"
Artur jest zdewastowany pogrzebem matki, jednakże koszmar się nie skońćzył: depresja przynosi ciąg dalszy owej dziwnej wizji z roku 1938, na dodatek coś zaczyna się nim interesować...

Rozdział piąty. Tylko mi zaufaj
Zmuszam się do milczenia. Właśnie to miał na myśli mój ojciec; muszę być silna, jak stal, jak Cortana. Dla rodziców, nawet jeśli ich już nie było, żeby to zobaczyli.
Przytulam broń do piersi, otaczam klingę palcami, a na moim obojczyku pojawia się krew. Niezauważalnie zaczynam kołysać się w przód i w tył, przyciskając do siebie broń, jakby to była jedną rzecz, którą kocham, i pozwalam krwi płynąć, zamiast łez. Jakby ta stanowiła w pewnym rodzaju bariery ochronnej, między mną, a moimi uczuciami. Staram się, by potwór bólu się nie ujawnił i nie zaczął rozszarpywać pazura moje gardło oraz nie zaciskać swoich szponów na tchawicy. 
- Silniejsza, niż strach – mówię cicho, ale na tyle głośno, by usłyszała to reszta Panem.
- Phoenix? Phoenix – słyszę zachrypnięty głos. Odwracam się i widzę Graya, który spogląda na mnie ze ściągniętymi brwiami. – Daj.
Zabiera mi miecz, a z moje gardła wydobywa się coś w rodzaju jęku. Klęczy obok. W jednej chwili moje mięśnie się napinają. On to widzi, bo mówi:
- Zaufaj.

Rozdział II
— Potrzebujemy gitarzysty i perkusisty, a nie znam nikogo, kto umie grać. A jak znam, to jest to jakiś dupek i nie ma mowy, żebyśmy się dogadali — mruczał Allen, co jakiś czas przerywając, by wziąć kolejny kęs ciasta. — Im dłużej jesteśmy we dwóch, tym bardziej mam siebie za idiotę.
— Ja tam od razu wiedziałem, że nas poniosło. Jeszcze możemy zrezygnować, nikt się nie dowie i...
Urwał, słysząc za sobą prychnięcie. Obaj odwrócili się jak na komendę, by spojrzeć prosto na Austina zajadającego się sałatką. Minę miał nieodgadnioną, ale patrzył na nich tak, jakby miał ich w garści. Dosyć zabawnie wyglądało to z jego niemal ostentacyjnym przeżuwaniem, a gdy już przełknął, na jego ustach pojawił się uśmiech, wcale nie przebiegły, ot, nawet uprzejmy.
— Naprawdę macie zespół? — spytał, unosząc nieco brwi. — O, przepraszam. Duet, bo zespołem na razie sami nie możecie tego nazwać.
Howe i Allen wymienili zaniepokojone spojrzenia, które tylko utwierdziły Browna w przekonaniu, że miał rację. Jak zwykle. Nie był jednak typem plotkarza, zapewne zachowa tę żenującą informację na temat kolegów, by potem móc ją wykorzystać przeciwko nim.
— Nie róbcie takich min, przecież się z was nie nabijam. Po prostu sądzę, że mógłbym wam pomóc. Znam kogoś, kto umie grać na perkusji i chętnie dołączy do zespołu.

"07. Time to wake up"
- " [...] 
Mamy przed sobą perspektywę wieloletniego życia. Nie wiemy czy dożyjemy dwudziestu lat czy stu dwudziestu. Dzień, ani godzina naszej śmierci nie jest nam znana, chyba, że sami zaplanujemy własną śmierć. Sześćdziesiąt lat wydaje się długim okresem. Ale prawda jest taka, że wielu z nas nie zauważa jak życie przecieka mu między palcami. Godziny zamieniają się w minuty, miesiące w dni. Zanim się obejrzymy, minie kilkadziesiąt lat, a w naszych głowach zrodzi się myśl "Ale te lata zleciały". Nie zdajemy sobie sprawy jak wiele minut, godzin, czy dni marnujemy w naszym życiu na coś mało pożytecznego. 
Wszystko da się nadrobić. Lekcje i materiał podczas opuszczonych dni w szkole, ale czasu nigdy nie odzyskamy. On minął i musimy się z tym pogodzić. [...] "

"Zdrada niejedno ma imię" - Rozdział 3_epizod 2
Białowłosy mężczyzna zacisnął dłonie w pięści. Jakoś się nie dziwił, że chłopak stracił nad sobą panowanie. Gdyby był na jego miejscu rozerwałby gnojka na kawałki.
– Mamy szpiegów na dworze – stwierdził w końcu.
– Nie tylko szpiegów, prawdopodobnie również ludzi na usługach zdrajców. W najgorszym razie najemnych zabójców.
Niski pomruk wydobył się z gardła smoka.
– Czy ktoś o tym wie? – zapytał, a starzec pokręcił głową.
– Kilku zaufanych rycerzy, rodzina królewska, i nas dwóch.
Smok skinął głową. Szambelan miał rację, im niej osób wiedziało, tym łatwiej będzie zachować spokój w zamku i szybciej wytropić zdrajców.
– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytał, choć w głębi duszy domyślał się już po co go tu ściągnięto.
– Zostań w Farrander, odszukaj szpiegów i zgładź ich – zażądał szambelan. – Nikt inny tak jak ty, nie potrafi wyłapać podejrzanych osobników.

Rozdział 6
(...)
- Ale to już koniec, przynajmniej dla ciebie - czarownik zaśmiał się. Ivy poruszyła niespokojnie.
- Jak to? - odezwała się cicho.
Czarownik parsknął śmiechem.
- Normalnie. Podam cię okolicznym czarownikom na obiad. Ponoć po zjedzeniu Nefilim ma się specjalnie zdolności.
Obleciał ją strach.
- Ale wiesz, że nie musisz mnie jeść? - upewniła się Ivy, wydając z siebie dziwnie wysoki odgłos. Była przerażona, ale usiłowała to ukryć.(...)

"Tacy sami"
" – Czekaj no, zaczekaj, momencik, sekurwakundeczkę! – Hisagi odwrócił się, zasłaniając twarz futerałem z gitarą. – Powiedz mi, taką rzecz mi wytłumacz, nie… CZY JA ŻĄDAM OD ŻYCIA TAK WIELE?! Żeby JEDNA ogarnięta osoba w tej mafii była, ja nie mówię, że wszyscy, nie proszę nawet, żeby połowa, ale CHOCIAŻ KUŹWA JEDNA! Oprócz mnie! – Złapała za futerał i pociągnęła go w dół, by odsłonić twarz Shuuheia. – Co wyście tu, ma miłość boską, robili!? Ja tutaj nie jestem na wakacjach, ja tu pracuję, ja mam rrrrozkazy, do jasnej cholery, nie potrzeba mi tu bandy pętających się po szkole Shinigarrancarów!
– Przesadzasz, Ikari, przesadzasz. – Hisagi postanowił nie pozwolić sobie wejść na głowę. – My też mamy swoje rozkazy…
– JAKIE WY MACIE ROZKAZY?! Jakie wy możecie mieć tu rozkazy, noż kurwa!
– No… ­– Doprawdy ciężko było ją przekrzyczeć, a Shuhei nie miał w tym ani doświadczenia, ani niezbędnych do prowadzenia krzykliwych konfliktów cech charakteru. – Mecz gramy… Musimy ćwiczyć…
– Akurat tutaj?!
– No bo przecież tutaj będziemy grać. A ten mecz jest…
– W DUPIE MAM TEN WASZ ZASRANY MECZ!
– Jesteś niesprawiedliwa. My też tu inwigilujemy…
– JA CIĘ ZARAZ ZINWIGILUJĘ, HISAGI, TO CIĘ BRAKNIE! TYLKO MI PRZESZKADZACIE!
– Dobra już, wyluzuj! Dzisiaj nie poszła nam współpraca za dobrze, ale to też twoja wina! – Wycelował palcem, dotykając czubka Haganowego nosa. – Trzymaj na wodzy swój temperament, Ikari, a my się zajmiemy Grimmjowem."

 Rozdział 4 Księga 3
- Boże, Sinee! Daj sobie już z tym spokój. Ślub odbędzie się tak czy siak i nic na to nie poradzisz. To normalne, że się tym martwię... Jestem młoda i to trochę dużo, jak na mnie, ale myślę, że będzie dobrze.
- Mnie nie okłamiesz - odparła przymrużając powieki. - Znam cię zbyt dobrze, żebyś mogła mnie tak oszukiwać, Fasolko.
Uśmiechnęłam się na jej słowa. Fakt, nic przed nią nie dało się ukryć. Chyba, że to ja byłam takim kiepskim kłamcą. 
- Chwila... Czy ty właśnie nazwałaś mnie Fasolką? - zapytałam ją marszcząc brwi. - Dlaczego?
- Próbowałam coś wymyślić i tylko to przyszło mi do głowy... Znaczy się najpierw pomyślałam o Pączusiu, ale to byłoby zbyt dziwne.

2.Rozdział 9
3.Miecze ponownie uderzyły o sobie wydając przy tym głuchy dźwięk. Raz za razem stykały się ze sobą jak w tańcu ekspresywnym i dynamicznym poruszały się. Ataki były szybkie, z każdym kolejnym coraz szybsze, wręcz nie do zablokowania, a jednak. Sala była duża, biała o srebrnych mankamentach i jasnej drewnianej podłodze po której przesuwały się ich buty wybijając rytm twardymi podeszwami. Temu koncertowi dźwięków towarzyszyły ciche, przyspieszone oddechy, które ukazywały zmęczenie rywali, jednak nie zamierzali szybko się poddać. Brnęli dalej w tym zawiłym tańcu wirując dookoła.

Rozdział 3
Co ja najlepszego robię? Czemu za nim idę? Czemu nie uciekam z wrzaskiem? Przecież nie znam tego chłopaka, co prawda widziałam go w szkole, ale to o niczym nie świadczy. Psychole są wszędzie. Może on mnie wcale nie uratował tylko chciał mieć dla siebie i dlatego niby mi pomógł. Mętlik. Chaos. Niewiedza. Mimo, że mój umysł się wahał nogi kroczyły do przodu, nieposłuszne jedne. Stałam już w progu, nie mogłam się cofnąć. Nieznajomy otworzył mi drzwi i czekał aż wejdę. Dżentelmen, szkoda, że chce mnie zabić. 

"Don't be scared, everything looks okay"
- Nia! Jesteś tu, córeczko. – zduszonym głosem odezwała się, a ja podeszłam do mamy i wzięłam ją w ramiona. Widziałam tatę, przypiętego do aparatury, na monitorze rysowały się uderzenia jego serca, równe i miarowe, jakieś urządzenie wydawało z siebie ciche piknięcia, a pompa syczała i pompowała powietrze. Na takim łóżku, nieruchomy, z kroplówką, wyglądał, jakby spał i wszystko było w porządku. Policzki miał lekko zaróżowione, jedynym, co zupełnie psuło ten widok, była rurka w nosie, doprowadzająca tlen.
- Tak, mamo, jestem tu. Jestem. – przytuliłam ją mocno, nadal nie wierząc, że musimy widzieć się w takich okolicznościach. - Co się stało?
- Poczekaj, opowiem ci, ale wyjdźmy, nie przeszkadzajmy tacie. – zabrała mnie z powrotem do pokoju socjalnego, gdzie ściągnęłyśmy z siebie fartuchy, a mama wyciągnęła słój z herbatą i wstawiła w czajniku elektrycznym wodę na dwa kubki. Usiadła obok mnie, obejmując drobnymi dłońmi równie drobne co jej moje dłonie i zaczęła mówić.

Rozdział 17 ,,Nowe środowisko"
- Nie zrezygnuję z Blaise’a… - powiedziała tak cicho, że nikt nie usłyszał. – Nie zrezygnuję z Blaise’a! – powtórzyła głośniej i kontynuowała, nie zważając na szok wymalowany na twarzy Malfoy’ów. – Przepraszam was bardzo, ale… To mnie trochę przerasta. Wiem, że może wam się to wydać dziwne, ale ja mimo wszystko… Kocham go. Przez tyle lat był moim ojcem... Chyba nadal chcę być Norą Zabini… - Szepnęła, tracąc chwilową pewność siebie.

Into dust, n 44 pt.I
To się dopiero nazywa "mieć wejście". Takie, w którym musiało zabraknąć miejsca na choćby cień szelestu, ciche skrzypnięcie drzwi, czy nawet to arcybanalne „cześć”. Wejście od początku do samego końca zrobione dosłownie na palcach. Jedynie, po to, by nareszcie bez konsekwencji, móc, choć przez minutkę, poobserwować go podczas rutynowych czynności. Patrzeć, jak pochylony nad ladą przerzuca kciukiem kartki jakiegoś notesu. Słuchać ich szmeru i napawać się statusem incognito. I chwilę potem, ze zdziwieniem, stwierdzić, że dziś pracowniczą koszulę zastąpił niezbyt opiętą białą koszulką. Oraz, z nie mniejszym, że jego ciało zdobi znacznie większa liczba tatuaży, niż sądziła. Kiedy do tych kilku malunków zdążył dołączyć jeszcze ten jeden? Trudny do odszyfrowania rysunek ciągnący się przez dużą część jego prawego boku. Jak dotąd, bez wątpienia, skrzętnie ukrywany pod połami koszuli. Teraz też ledwie prześwitujący spod cienkiego T-Shirtu.
Welch zadziera wyżej brodę i krzyżuje ręce. Powinna coś powiedzieć. Owszem, tylko co i jakim sposobem, kiedy to jej usta już zdążyły zastygnąć na amen? 

Rozdział 14
– Jest coś co muszę ci powiedzieć. – Michael nie pozwalał mi zasnąć.
– Co takiego?
– Powiem ci rano.
Popatrzyłam na niego z wyrzutem, na co puścił perskie oko. Denerwowanie wszystkich naokoło musiało mu sprawiać nie lada ubaw. Niespodziewanie, przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w czoło.

Rozdział XXXVI, w którym przekroczona zostaje pewna granica
- Fiodor Andriejewicz przesyła pozdrowienia. Nazywają mnie wujkiem Dimą – przedstawił się Rosjanin, podając Bumbesowi dłoń. – Gdzie pozostali?
- Zaraz tu będą.
Wujek Dima sięgnął do wewnętrznej kieszeni.
- Jest taka sprawa – stwierdził – że udało się załatwić papiery tylko dla pana, więc reszta musi przejechać na nielegalu.
- To się nieźle składa, na rozgłosie nam nie zależy.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
- Blizny - wychrypiała, wodząc palcem po jego piersi, nie odrywając wzroku od wytatuowanych strzał kompasu wskazujących cztery strony świata. - Pod tatuażem … Skąd…- przełknęła głośno ślinę - … je masz?
- Proszę - zacisnął mocno dłonie na jej biodrach - Nie dziś. - oparł głowę na jej czole - Nie dziś.
- Ale - próbowała nie dać się zbyć, jednak strach jaki ją ogarnął, paraliżował całe jej ciało - Są duże… twarde. Skąd…?
- Proszę - powtórzył i ujął jej twarz w dłoniach - Obiecuję, że ci o tym opowiem, ale innym razem. Dobrze? Obiecuję. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
"O co chodzi? Blizny… są ogromne, zgrubiałe. Wyglądają jak … nie to nie możliwe. Kto mógł mu to zrobić? I dlaczego?" 
Spojrzała w jego szklące się oczy i nie mając innego wyjścia kiwnęła głową, zgadzając się.
- Chodź, odwiozę cię do domu - złapał jej rękę i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć pociągnął ją w stronę drzwi wyjściowych.

86. Lewy sierowy
[...]- Nie waż się nigdy porównywać mnie do was - marnych ziemskich istot – syknęłam sypiąc iskrami – Nie jestem wami i jestem dumna być inną. Zapamiętaj sobie durniu!
Po tych słowach bez większego namysłu uderzyłam go lewą pięścią w twarz. Chyba zrobiłam to za mocno gdyż odleciał wprost do ściany nabijając przy tym sobie niezłego guza. Wiedziałam, przesadziłam, ale byłam zła i nie skontrolowałam swojej nadludzkiej mocy. Cóż moim zdaniem sobie zasłużył.[...]

30. You Just Don't Give Up 
- Jackie. - Mruknąłem nerwowo. Ona natychmiast spojrzała w moje oczy, czekając na to co powiem. Złapałem moją koszulkę w dłoń i pociągnąłem za nią lekko, utrzymując z nią kontakt wzrokowy. Drugą rękę wsadziłem w szczelinę, która utworzyła się między moją koszulką a torsem. Postępowałem tak, jakby to była kieszeń i udawałem, że szukam tam czegoś. Zachowałem się tak, jakbym znalazł to czego szukałem, wyjąłem rękę spod koszulki i wyciągnąłem zaciśniętą dłoń w stronę Jackie. - Nie czuję się, jakbym dokonał złego wyboru. - Szepnąłem, jakbym mówił o moim największym sekrecie. - Ja... Myślę, że ufam ci tak... Daję ci moje serce. W porządku? Daje ci je. - Rozłożyłem moją pięść i przyłożyłem moją dłoń do jej, jakbym faktycznie dawał jej moje serce. Potem zamknąłem jej dłoń i spojrzałem w jej oczy. - Nie złam go...

"08. Just one detail"
- "[...] Jesteś zwykłym, szarym człowiekiem, nie wyróżniającym się niczym z tłumu. Nie posiadasz żadnych nadprzyrodzonych zdolności, czy ukrytych talentów. Wiedziesz spokojne i monotonne życie. Od poniedziałku do piątku chodzisz do pracy lub szkoły. Czasami spotykasz się ze znajomymi. U ciebie, na mieście czy gdziekolwiek indziej. Nie wybiegasz myślami daleko w przyszłość, ale zdarza ci się snuć jakieś marzenia.
Dzień jak co dzień. Wykonujesz swój każdodniowy rytuał: wstajesz z łóżka, ubierasz się, jesz śniadanie, pijesz kawę lub herbatę, a potem wychodzisz, aby zmierzyć się z tymi godzinami pracy, które są twoim obowiązkiem. Nawet nie podejrzewasz, że ten dzień może być inny niż ten wczorajszy. Że każdy następny dzień nie będzie już spokojny i nudny.
Tak to właśnie jest. Nic nie podejrzewasz. Żyjesz normalnie, spodziewając się, że ten dzień będzie jak każdy poprzedni. Ale tak nie będzie. Bo przez jedną godzinę, minutę lub sekundę, nawet przez zwykły przypadek, wszystko może się zmienić. Twoje dotychczasowe życie ulegnie diametralnej zmianie. Wykona obrót o sto osiemdziesiąt stopni. To wydarzenie, które mogło się stać jedynie przez przypadek, będzie miało skutki do końca twojego życia. [...]"

 Rozdział 6. PIERWSZA MISJA! CEL: KRAINA FAL
- Wujek Jiraiya? - Orochimaru skrzywił się, słysząc, że jego dziecko mówi o jego przyjacielu w ten sposób.
- Tak... Gdyby nie on, nie poznałbym twojej mamy - dziewczynka słuchała opowieści ojca niczym zahipnotyzowana. - Pracuję dla Korzenia, jest to pewien odłam oddziału ANBU, w którym służy twoja mama. Jiraiya poznał nas ze sobą, gdy mieliśmy do wypełnienia pewną misję...
- I co było dalej? - zapytała podekscytowanym głosikiem.
- Resztę opowiem ci kiedy indziej - powiedział, uśmiechając się do córki.
- Ale tatooooo! - zawołała oburzona niebieskooka.
- Kita, nie pyskuj - zażartował Sannin, wyciągając zza swoich pleców jeden mały zwój. - Na dzisiejszej lekcji nauczę cię czegoś specjalnego. Jednakże musisz mi obiecać, że nie powiesz o tym mamie, zgoda? - dziewczynka potaknęła głową, zamieniając się w słuch. - To będzie taki nasz mały sekret.

epilog
"Nie mogłem wiecznie myśleć o Anabel. Teraz jest Charlotte i ona również mnie potrzebuje. Jestem tu teraz dla niej mimo, że moje serce wciąż jeszcze należy do Anabel."

 Rozdział IX "Emma"
Rudowłosa wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi do księgarni. Była bardzo zestresowana i miała wrażenie, że jej twarz jest jeszcze trochę zaczerwieniona on płaczu. Jednak była w końcu w Gryffindorze. Dlatego też od razu po przekroczeniu progu skierowała się w kierunku Hermiony.
- Dzień dobry – usłyszała przyjacielski głos należący do szatynki. – Czym mogę służyć?
- Jestem tutaj w sprawie ogłoszenia o pracę. Jest ono jeszcze aktualne?
- Oczywiście – odpowiedziała od razu z wyczuwalną ulgą w głosie. – Już się bałam, że nikt się nie zgłosi. Nazywam się Emma Watson – dodała i wyciągnęła dłoń do rudowłosej.
- A ja Ginny Potter. Bardzo miło mi panią poznać – odpowiedziała po dłuższej chwili, ponieważ musiała zapanować nad swoim głosem kiedy usłyszała ”imię” Hermiony.
- Mów mi Emma. Jesteśmy przecież w podobnym wieku i mamy razem pracować - odpowiedziała szatynka szerokim uśmiechem na twarzy. – No to Ginny, skoro chcesz tutaj pracować, to musimy się lepiej poznać. Kawa czy herbata?

[6] Pod ochroną
Podeszłam do prostego kominka, wykonanego z jasnego marmuru. Przejechałam po nim palcem. Był chłodny i gładki, bez najmniejszej skazy. Nie pokrywało go żadne ziarenko kurzu, jakby został świeżo wyczyszczony.
Nie spodziewałam się, że mój fioletowowłosy kolega może mieszkać w takim domu. Jego rodzice musieli na prawdę nieźle zarabiać.

Rozdział Czwarty
Kiedy podała nam nasze bilety, ruszyliśmy przed siebie. Jazmyn, biegała zadowolona, oglądając różne wodne zwierzęta i ściskała moją dłoń.
Była szósta, gdy udało nam się zwiedzić cały budynek. Poszliśmy do sklepu z pamiątkami, gdzie kupiłam podarunek dla każdego. Czapkę z rekinem dla Justina, jedną z delfinem dla Jazmyn i z rybą dla mnie. Wyglądaliśmy jak szaleni. Ludzie uśmiechali się współczująco widząc naszą niedojrzałość, a inni śmiali się, jak Henry.

Część 2, Rozdział 23 - Run, Jared! Run!
Biegliśmy. Płuca pragnęły więcej tlenu, wyschnięte gardło domagało się pilnego uzupełnienia płynów, nogi piekły i bolały. A my wciąż pędziliśmy, nie zważając na niedogodności czy zmęczenie. Wciąż słychać było klekot wielu kości – daleki, jednak złowrogi, a każdy fragment umysłu podpowiadał, że szybka ucieczka jest najlepszym rozwiązaniem.

Breathe into me
Nie miałam pojęcia przez co przeszedł. Zawsze zakładałam, że jego tata dopuścił się zdrady. Nie wiedziałam co powiedzieć. No bo przecież zwykłe „przykro mi”, nic tu nie pomoże. Dlatego zamiast cokolwiek mówić, złapałam go pod ramię i oparłam głowę na jego ramieniu, delikatnie się w niego wtulając. Przez sekundę się spiął, ale trwało to tylko chwilę i potem po prostu siedzieliśmy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach.

Restauracja na końcu świata - część V
- Rozumiemy - odezwał się Król Paweł XD Brodaty. - Tym samym udowodnił nam pan, iż dokument jest autentyczny. Nie śmiemy wątpić. Jakąż jednak mamy pewność, iż wszystko, co pan mówi jest prawdziwe? Jako głowy państw nie możemy przekazywać tak wielkich połaci terenu, opierając się na nielicznych dowodach, jeśli nikt nie może zaświadczyć...
- Czy słowo moje i mej siostry wystarczy?
Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi, którymi uprzednio weszli Mętowiańscy. Teraz stała w nich Morgainé Veronique Dellaquere. Czarownica, zasiadająca bardzo wysoko w Siódmej Gildii, a także i w Piątej. W kręgach znana była jako Czarna Morgainé. Miała długie, proste, czarne włosy, opadające na ciemnogranatową, prostą suknię, zdobioną bogatą koronką. Oczy posiadała lodowato spokojne, lekko może znużone, jednakowoż niewątpliwie pozostawała czujna. Dało się wyczuć bijące od jej postaci moc i majestat, wzmożone jeszcze przez elficką krew, która niejako implikowała długie, spiczaste uszy oraz pociągłą twarz.
Wszyscy mężczyźni powstali, jak dżentelmenom przystało, i opadli dopiero, gdy panna Morgainé zasiadła za stołem.

Rozdział 6 - Przeszłość i przyszłość
Po dotarciu na miejsce, naszym oczom ukazał się sporych rozmiarów, ponury budynek. W oknach kamienic po obu stronach ulicy paliły się światła, ludzie siedzieli w domach, co patrząc na dzisiejszą deszczową pogodę wcale mnie nie dziwiło. Ciemność panowała tylko we wnętrzu budynku przed którym staliśmy.

Wilcze Dzieje
MlodaLarwa
High Fantasy
Rozdział 5. Dom Mgieł
Drzwi Domu Mgieł otwarto tego dnia ponownie. Gdyby Szeptucha nie była Widzącą, mogłaby być nawet zdumiona takim ruchem w swojej samotni. Mogłaby ją także zaskoczyć tożsamość kolejnego gościa.
Zwierzęce kostki wiszące na sznurach zatańczyły na wietrze, który zawirował w pomieszczeniu, gdy otwarto drzwi. Dwa ciężkie kroki i lykanin stanął wewnątrz chaty. Bił od niego wyjątkowy chłód, a także swoista wyniosłość. Nic nie mówił, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Szeptucha wie. Wbił w nią parę przekrwionych ślepi, których blask usiłował wydostać się spod opadających na twarz, posklejanych lepką cieczą kosmyków.
— Upadli powstaną… — zaczęła Szeptucha, lecz przerwało jej nagłe uderzenie obu pięści w ścięty pniak.

Rozdział 5 (16) W Silent Hill każdy ma tajemnicę
Podałam woźnemu mój scyzoryk. Kiedy zbliżyliśmy się do Leonarda, Heather spojrzała na nas pytająco. Położyłam palec na ustach i gestem kazałam jej kontynuować rozmowę. Stanęłam za mężczyzną, wyjęłam z torby pistolet Cybil i wycelowałam. Gdy skinęłam głową, Colin rzucił się na Leonarda, a ja wystrzeliłam. Na szczęście nie spełniły się moje najgorsze oczekiwania – mężczyzna nie przemienił się, tylko upadł na ziemię i drgnął kilkakrotnie w śmiertelnych konwulsjach, aby znieruchomieć, gdy Colin wyjął połówkę pieczęci.
-Dlaczego to zrobiliście? - wrzasnęła Heather – Przecież nic takiego się nie działo!
-Pewna kobieta, tutaj, w Silent Hill, powiedziała mi kiedyś, żebym nie wierzyła temu, co widzę i słyszę – odpowiedziałam. - Jakkolwiek złą osobą nie była, te słowa mają sens, wierz mi.

Rozdział VIII
Nie czułam strachu, bo Christopher stał tuż obok. Ogień nie chciał mnie słuchać.
- Potrzebuję wstrząsu emocjonalnego – mruknęłam, zamykając oczy. Wyobrażałam sobie płomienie tańczące w ciemności, ale nic z tego. Żywioł nie odpowiadał na moje wezwania.
Christopher zaśmiał się, słysząc moje słowa. Jego pozycja świadczyła o tym, że nie czuje strachu. Wcale mi to nie pomagało.
- Wstrząsu, mówisz.
Pochylił się nade mną, cichy szept otulił mi ucho.
Odskoczyłam od niego, moja twarz zapłonęła czerwienią. To, co powiedział… Czułam parę buchającą mi z uszu.
Zawrzało we mnie, ale za nic nie potrafiłam się skoncentrować.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytał, patrząc na nią zwężonymi oczami, w których buzowała wściekłość.
- Tak - wychrypiała, uświadamiając sobie, że za chwilę pozna prawdę, której była tak bardzo ciekawa. Jednak bała się, że to co usłyszy, może zmienić idealnego Alana w mężczyznę, którego nie będzie chciała znać
- W porządku - zwiesił głowę i zaczął niepewnie, tak jakby każde słowo kosztowało go niespożytą ilość energii - To się stało, kiedy wyjechałem do Anglii…

Rozdział 15
Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam otworzyć ust. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć. Stałam jak słup soli, zdolna jedynie do wyciągnięcia ręki przed siebie. Próbowałam złapać Michaela za ramię, co okazało się trudniejsze, niż myślałam. Zupełnie jakby oddalał się za każdym razem, gdy ja się do niego zbliżałam. Coraz bardziej wystraszona, panikowałam, wydobywając z siebie jedynie przeciągłe jęki. Dobrze wiedziałam co się szykowało, a do moich oczu automatycznie napłynęły łzy.

Rozdział 19
- Spójrzmy na wszystko po kolei – Scolding próbował podejść do sprawy logicznie, aby nie popaść w niepotrzebną panikę. – Czy możemy odlecieć? Nie, bo nie mamy napędu. Czy możemy odpłynąć? Też nie, z tego samego powodu. Ale przecież zespół zna z grubsza naszą pozycję, bo ją przekazałeś przed walką, prawda?
- Prawda – potwierdził Henry. – Mam nadzieję, że się nie pomyliłem w obliczeniach…

Pogwizdało cię?!Właśnie o to mi chodziło, kiedy prosiłem was o destrukcyjną pomoc!-Czyli Wena i Kyuu w Piekle,cz.2.
-Uważajcie na Grace, zjada nie tylko muchy…Raz mi się zdarzyło, że zjadła mojego nowego sługę.-powiedział Lucifer.
-Nazwałeś roślinkę-ludożerkę Grace?-zapytała Wena.
-No tak, na początku miałem wysłać ją do was, lecz jak się okazało, że zjada coś więcej niż muchy, to zrezygnowałem z tego pomysłu.
-Dobrze zrobiłeś, bo jakby Grace Arty’ego zjadła, to by cię Darka-san ugotowała w oleju.-powiedział czerwonowłosy.
-…Jakiego Arty’ego?

ROZDZIAŁ PIĄTY
Prędko wspiął się po schodach kierując się do pokoju swojej córeczki, uchylił drzwi od jej pokoju, ale mała dziewczynka już nie spała, jednak widok, który ujrzał przyprawił go o łzy.
Blondyneczka klęczała przy swoim łóżeczku ze złożonymi rączkami. 
Mężczyzna obserwował ją przez uchylone białe drzwi.
- Mamusiu wróć do mnie.. - usłyszał jej szept. - i wróć do tatusia..
Matt bez chwili namysłu wszedł do niej i przytulił do swojej piersi. Była taka drobniutka i bezbronna. Miała dopiero pięć lat, a już dotknęła ją straszna tragedia, która będzie ciągnęła się za nią latami.
Tego mężczyzna obawaił się najbardziej, pytań gdzie jest mama, kiedy Mia pójdzie do szkoły. Otarł z jej buzi świeże kropelki łez i pocałował w czoło.

Dwie strony jednej monety
„— Co cię tak bawi, Flynn?
Wampir drgnął lekko na dźwięk swojego imienia, zaskoczony, bo jeszcze ani razu się jej nie przedstawił. To wahanie trwało jednak krótko, zaraz na jego twarzy na powrót ukazał się wyraz drwiny.
— Skoro tyle wysiłku poszło na tworzenie tej „szkoły pokoju”, to uczenie nas, jak walczyć jest idiotyzmem — stwierdził, patrząc kobiecie bezczelnie w oczy.
— Uczymy się obrony, nie walki — sprostowała niewzruszona Margaretta.”

Rozdział 2 - Kac, majtki i mamusia
— Kochanie? Andrzejku? Tatuś i mamu... — Słowa zamarły na ustach kobiety, gdy stanęła w progu. Mikołaj, zapominając, że nie ma na sobie nic, wpatrywał się w starszą panią i dorównującego jej wiekiem wąsatego mężczyznę. Oboje przerzucali swój wzrok z Mikołaja na Andrzeja i z powrotem. Dopiero, gdy kobieta obrzuciła go zszokowanym spojrzeniem, Mikołaj zrozumiał, co było nie tak. Nagi, stał przed rodzicami przyjaciela. Czy mogło być gorzej?
Kobieta, która do tej pory stała z rozdziawionymi ustami, postanowiła przemówić:
— Mikołaj?! Dlaczego jesteś goły? — rzuciła, patrząc na chłopaka. Po chwili przeniosła wzrok na syna. A - Andrzej?! Fryderyku, daj szklankę wody. Ja tego nie wytrzymam — pisnęła, zasłaniając oczy dłonią. — Mam syna homoseksualistę!

 Rozdział 8 " Miłość kontra nienawiść"
- I co dalej? Myślisz, że rano nie zauważą naszego zniknięcia?
- Azz nie wejdzie tu póki nie będzie miał pewności, że ciebie nie ma. Przepraszam... Dopiero popołudniu James tu przyjdzie. Wtedy już dawno będziemy w domu.
- To nie zmienia faktu, że będziemy mieć 24 godziny na znalezienie czegokolwiek - westchnęłam. - Niby od czego mamy zacząć?
Letty przytuliła mnie mocno, próbując pocieszyć. Gdy już wyswobodziłam się z jej uścisku, dostrzegłam, że jest uśmiechnięta.
- Myślę, że wiesz od czego zacząć - powiedziała i zapięła moją walizkę.
Jeśli moje sny w rzeczywistości nimi nie były, to owszem. Wiedziałam od czego zacząć.

 Rozdział 3
- Rano podrzucę ci swoje portfolio do firmy - rzuciła, a następnie ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.
- Evelyn! - zawołał za nią.
Dziewczyna odwróciła się i dostrzegła stojącego obok niej Nikolasa. Zbliżył się do niej tak, jakby chciał ją dotknąć.
- Chciałbym zaprosić cię na kolacje - powiedział ochrypłym głosem, który dobrze znała.
- Nikolas, proszę, daj mi spokój - jęknęła cicho.
- Jeden wieczór, Ev. Chciałbym cię przeprosić...
Dziewczyna spojrzała na jego zielone oczy, które nieco przyciemniały. Tak jak i ją, ogarnęło go pożądanie. Jednak w takich sytuacjach to ona potrafiła racjonalnie myśleć.
- Przykro mi, Nik - szepnęła. - Na przeprosiny jest już chyba za późno - zamknęła za sobą drzwi i ruszyła do windy.

Rozdział XXXIV
Wspomnienia zaczęły mi wracać. Pamiętam bal, noc, krzyk, martwą kobietę, Ramalana, który przeraził mnie na śmierć i jego wizję o Elli, ucieczkę, Lorda Fino, labirynt myśli, Xsilas, fontannę, w której go ukryłam, walkę, leżących na podłodze przyjaciół, Darta, krew, fortepian, wszechobecny bałagan, nagłą siłę, dzięki której mogłam dalej walczyć, jeszcze więcej krwi, ból, ciemność. Pamiętam wszystko. Wspomnienia przytłaczały mnie, spadały jedno po drugim. Zaczęła mnie boleć głowa, a w oczach poczułam łzy.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, nie mogłam się poruszać, a najbardziej na świecie pragnęłam wyjść na zewnątrz. Dusiłam się.
Skupiłam myśli i otworzyłam okno. Potrzebowałam chociaż trochę świeżego powietrza, bo straciłabym przytomność.
I tak to zrobiłam.

Rozdział 9 " Chcąc pokoju, Bądź gotów na wojnę"
- Co ty tu robisz? - warknęła. 
- Przyszłam porozmawiać... 
- Nie powinno cię tu być! - przerwała mi. - Demony miały się tobą zająć. Miałaś być bezpieczna...
Wyprostowałam się, słysząc jej słowa. 
- Wiedziałam, że wiesz. I wiem też, że coś ukrywasz przede mną - rzuciłam oskarżycielskim tonem.
- Wynoś się stąd! - krzyknęła wskazując na drzwi. - Jeśli ci życie miłe, radzę ci odejść. Inaczej obydwie zginiemy. 
Zza jej pleców wyszedł duszek. Widziałam strach malujący się na jego twarzy. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, a Tim rzucił się w moje objęcia. Przytuliłam go, słysząc jak cicho szlocha. 
- Już dobrze - wyszeptałam. - Zabiorę cię stąd. 
Odwróciłam się, aby poprosić Letty o zabranie mojego kota, ale gdy spojrzałam na nią, dostrzegłam, przerażenie. Zasłoniła usta dłonią, aby stłumić krzyk. 
- Scarlett? - zawołałam.
- Ja...ja - jęknęła. - Ja go widzę! 
- CO?! - przeraziłam się. - Tim! - zwróciłam się do ducha. Spojrzał na mnie zapłakanymi oczami. - Dlaczego? 
- To ty, Castiel. Ty przesuwasz granice zaświatów. Sprawiasz, że martwi znowu ożywiają.

-09. It's okay to be afraid
- [...] Cierpienie.
Czym ono tak właściwie jest? Jak się zaczyna?
Na świecie żyje wiele milionów ludzi. Dziesiątki z nich mijamy na ulicy. I prawie każdy z nich cierpi, chociaż my nie zdajemy sobie z tego sprawy. 
Niektórzy z nich kryją swoje uczucia za maską uśmiechu. Na pokazywanie prawdziwych uczuć pozwalają sobie dopiero, gdy są sami. Zamknięci w ścianach swojego pokoju. Żyjesz z dnia na dzień. Masz coraz więcej problemów. Jeden powodowany drugim. I każdy coraz bardziej poważniejszy. Nosisz na barkach coraz większy ciężar, który cię przytłacza. Nikomu nie mówisz o swoich obciążeniach, dlatego coraz bardziej cię przygniatają. Próbujesz być silny, ale to nie zawsze cię wychodzi. Przygniata cię na tyle, że zaczynasz drżeć, płakać, krzyczeć. Oddech robi się coraz cięższy, każdy następny wdech trudniejszy do zaczerpnięcia. Wydaje ci się, że już więcej tak nie dasz rady.
Ale to minie. Nie na zawsze. Może na kilka dni. I znowu wróci. Każdy następny cios będzie silniejszy. Będziesz chciał się poddać. Być może to zrobisz. A być może powstrzyma cię myśl, że zostawisz swoich bliskich. Rodzinę, przyjaciół. Że sprawisz im tym odejściem potężny ból. Większy niż sam czujesz.
Właśnie.
A kim jest przyjaciel? [...]

47. Love's bright light
-No co?
-Podobają mi się te nowe spódniczki- Tak naprawdę, to nie są znowu takie nowe. Po prostu nie chodziłam w nich od dawna. Są luźniejsze i krótsze od moich tradycyjnych dopasowanych, ołówkowych.
-Tak? To fajnie...Nadeszła wiosna i mam ochotę ubierać się w kwiatowe wzorki.
-Hmm.- Kładzie dłoń na drzwiach, za którymi jest sypialnia. Stuka palcami. Nad czym tak się zastanawia?
Zaprasza mnie do środka.
-To coś nowego- chichoczę, wskazując na białą, pikowaną leżankę, znajdującą się na końcu dużej sypialni.

Rozdział 1. "Niedziela" cz.I
– Chris, braciszku – szepnęła i pogłaskała jego dłoń.
Jedna zbłąkana łza wydostała się spod wachlarza naturalnie ciemnych rzęs dziewczynki i na moment zagościła na jej policzku, by potem wsiąknąć w palce brata.
– Co ci się stało? – Ściągnął brwi.
– Nic takiego. – Strąciła jego dłoń, zagryzła wargę i powędrowała wzrokiem gdzieś w bok, byle nie patrzeć w niebieskie oczy Christophera; by zachować pozory silnej, młodej kobiety, która bez względu na sytuację, zachowuje zimną krew.
– Spójrz na mnie – wychrypiał.
Liana posłusznie podniosła wzrok na zmęczoną twarz chłopaka.
– Myślałam, że on cię zabije… – Ukryła twarz w dłoniach.
– Kto? – spytał, chociaż powoli zaczynał sobie przypominać całą sytuację.
– Strażnik. – Wypowiedziała to słowo z pogardą i obrzydzeniem, jednocześnie łykając wydostające się spod powiek strumienie łez.

Epilog
To, co wydarzyło się miasteczku, pozostało w nim. Za bramą, którą otworzyć mogą tylko siły ciemności. Został tam Mrok, zostały potwory, została miłość...
Czy kiedyś tam powrócimy? Czy będzie nam dane ponownie rozliczyć się z przeszłością? Czy wykreujemy nową przyszłość? Czy prawda będzie mogła być wypowiedziana?
Nie wiem nic z tych rzeczy. Ale jednego jestem pewna.
Gdy znajdziesz się w Silent Hill, nie ma już odwrotu. Ty będziesz żyć w nim, a ono w tobie.
Na zawsze.

Rozdział II "Czy wiesz, o co walczysz?" cz. III 
"- Nie uczyli cię, chłopcze że to nieuprzejme gonić tych, którzy sobie tego nie życzą? - odezwał się cicho. Zaatakował szybciej niż zdążyłem odpowiedzieć. Kolejne ogniste pulsary wystrzeliły w moim kierunku. Kiedy myślałem, że udało mi się uchylić, nadleciały kolejne. Cios w brzuch, przewrócił mnie, wyrzucając całe powietrze z moich płuc. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. W tym czasie, tamten doskoczył do mnie, odgrodził się ognistą ścianą od nadbiegającego Kellerina, podciął mi nogi i uderzył kolejnym pulsarem w brzuch. Z trudem łapałem powietrze. Cholernie trudno było mi zebrać myśli, czy zareagować w jakikolwiek sposób. Tymczasem tamten uniósł sztylet, którego ostrze zabłysło w świetle płomieni. "

Rozdział 10
Ciemne chmury zaatakowały jasne, błękitne niebo, przysłaniając świat czarną powłoką, oddzielając je od promieni słonecznych, od reszty wszechświata. Wiatr wzbierał na sile targając koronami drzew we wszystkie kierunki. Szum liści zagłuszał myśli nie jednego. Czarny materiał powiał chcąc wraz z wiatrem uciec, lecz spięty wokół bladej szyj został uwięziony w miejscu.

#30
Nim się obejrzałam, wziął deskę i ruszył w dół rampy, robiąc przy tym zadziwiające rzeczy. Szybko wstałam na równe nogi, żeby go tylko nie stracić z pola widzenia. To, co robił było nie do pomyślenia. W jednej sekundzie byłam zachwycona jego wyczynami, żeby w drugiej krzyknąć z przerażenia, kiedy zderzył się z jakimś chłopakiem. Zaczęłam szybko schodzić po rampie, żeby dotrzeć do obu chłopaków. W trakcie mojej gonitwy dostrzegałam, że obaj się powoli podnoszą. Kiedy zdążyłam się przy nich znaleźć, usłyszałam jak zaczynają się kłócić.

PROLOG
Po raz pierwszy tata zabrał mnie w góry, gdy miałam siedem lat. Najwyraźniej uważał, że jestem już na tyle duża, by móc wyruszyć na dwudniową wyprawę. Napawało mnie to dumą i przez cały tydzień chwaliłam się w szkole, że idę sama w niebezpieczną podróż. (...)
Do tej pory zdarzało mi się zamknąć oczy i mimowolnie wrócić pamięcią do wydarzeń z tamtego czasu. Odtwarzałam je powoli w głowie, jakby starając się zobaczyć wszystkie szczegóły równie wyraźnie, co wtedy. Jakbym przeżywała wszystko na nowo, od początku, z tak samo bijącym szybko sercem i przyśpieszonym oddechem. Jakby to się działo w tej chwili, w tym momencie, w ciągu tej sekundy. (...)
Wiedziałam, że nie powinnam mieć im tego za złe. Miałam świadomość, że to była moja wina. Nie musieli mi o tym mówić. Ale mimo wszystko, liczyłam, że jednak tu zostaniemy i postaramy żyć tak, jak dawniej. Tak, jak wtedy, gdy był z nami tata.

Restauracja na końcu świata - część VII
– Tę piosenkę, chciałbym zadedykować dla mej ukochanej. Zostawiłem ją tam, na północy, by bić się w imieniu tego, co wspólnie kochamy. Wiatry południa, zanieście me słowa do pięknej Carmen!
Usiedli w kręgu, by posłuchać młodzieńca, zdolnego wzruszyć Emilię nim jeszcze zaczął śpiewać.
Z gitary zaczęły się wydobywać dźwięki.
Gdy nie bawi cię już
Świat przystawek nazbyt skromnych
Kiedy dręczy cię głód
Przeogromny
Zamiast słuchać bzdur
Głupich wszystkowiedzących dietetyków zza mórz
Spytaj siebie czego pragniesz
Dlaczego kłamiesz, że jadłaś wszystko

32. Radio
Podszedłem do Twista i przycisnąłem go do ściany, nachylając się nad jego uchem, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć. - To twoja wina, wiesz o tym. - Mój głos ociekał jadem.
- O-obwiniasz mnie? Za co? - Zmarszczył brwi, próbując mnie odepchnąć, ale byłem zbyt silny.
- Jeśli nie namówiłbyś mnie na pójście na tą pierdoloną imprezę i nie namówiłbyś mnie na palenie tego gówna, na pewno nie znalazłbym się w tej sytuacji. - Warknąłem.
- To moja wina, że zgodziłeś się palić trawkę i przeleciałeś jakąś dziewczynę? Dlaczego wszystko zrzucasz na mnie? To ty zrobiłeś to gówno, nie ja. Jestem po twojej stronie Justin. - Spojrzał na mnie.
Zacisnąłem uścisk na jego szyi. - Fredo proponował mi, żebym został z nim tego dnia. Powiedział mi, że zabawa nie jest najważniejszą rzeczą w życiu, że powinienem odpuścić i zostać z nim. Powiedział, że powinienem odpocząć, a nie iść na imprezę urodzinową do kogoś, kogo nawet nie znam. Ty spierałeś się z nim. Chciałeś żebym poszedł z tobą, więc byłeś przeciwko wszystkiemu co powiedział. Ale on, jak zawsze, miał rację. Gdybym tylko go posłuchał... Teraz już go nie ma...

Rozdział 6, w którym dowiaduję się, czego będę się uczyć oraz poznaję mężczyznę prowadzącego test osobowości
Zostałam sama. Dopiero kiedy się rozejrzałam, zobaczyłam mężczyznę siedzącego przy biurku po drugiej stronie gabinetu. Miał czarne włosy – czułam, że właśnie jego włosy widziałam przed testem.
– Zaraz się tobą zajmę – powiedział, nie odwracając się.
Skinęłam głową, mimo że nie mógł tego zobaczyć. Byłam pewna, że to on przeprowadzał mój test. Przez moment chciałam podejść i dotknąć mężczyzny, żeby móc znowu poczuć tamto tajemnicze ciepło, jednak w końcu porzuciłam ten pomysł. Przysiadłam na krześle stojącym pod ścianą i zaczęłam wpatrywać się w swoje dłonie. Nie odważyłam się podnieść wzroku.
– Zanim zaczniemy współpracę, chciałbym, żebyś coś wiedziała – usłyszałam.

IV Poza Domem
 – Zadziwiasz mnie... Nie zamierzałeś się chyba na niej zadomawiać? Mało już podobnych mijaliśmy? Pełno ich tam. – Kiwnął głową w stronę okna.
– Nie takich, dobrze o tym wiesz. 
– Słuchaj, poza tym człekokształtnym od was na Gu'ed I'kan i Wgonb przytaszczyli jakieś czarne, prychające stworzenie z wielkimi gałami. Mówią, że sam im się do paki wkradł, kiedy szukali miejsca do wiercenia. Kyd znalazł jakąś kolczastą kulę, a Pulg setki różnych nasion. Pakiet nowości mamy przeładowany. A o minerały się nie martw. Ja ci tylko powiem, że i tak same problemy z tego wyjdą, zobaczysz. – Uśmiechnął się, patrząc na brata z dziwnym błyskiem w oku, jakby w głowie miał co innego niż na języku.

Rozdział X
- Znajdujesz się w kwaterze Łowców, w Benedictio.
Nie dosłyszałam nazwy miasta. Wzmianka o Łowcach wstrząsnęła mną do tego stopnia, że nie mogłam wydukać ani jednego słowa.
Po chwili oprzytomniałam. Z przyzwyczajenia złapałam się za kieszeń, ale miałam na sobie jedynie długą, białą koszulę.
- Jesteście łowcami głów? – Zająknęłam się.
Druga kobieta, o włosach w kolorze miodu zaśmiała się. Miała przyjemny głos.
- Oczywiście, że nie. Mniemam, że o nas nie słyszałaś? Cóż, nie dziwi mnie to. Jesteśmy organizacją, która powstała stosunkowo niedawno.
- Organizacją?
- Robimy to, czego nie robi nasz ukochany rząd. Zwalczamy zło i okrucieństwo. Walczymy z nie w pełni ludzkimi stworzeniami, żerującymi na naszej planecie.
Zadrżałam. Sama nie byłam „w pełni ludzka”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz