Nowe Rozdziały #5 (30.07.2016)

Witam was Kochani bardzo serdecznie ! Miłego czytania :)

10. You are irrelevant for me
- Dlaczego mnie unikasz? – spytał, nieświadom niczego co zrobił.
- Bo mam swoje powody – Odparłem próbując go wyminąć. Lekka złość była słyszalna w moim głosie.
- Jakie?
- Nieistotne, rusz się – Szturchnąłem go, nie mając ochoty na tłumaczenia. Nawet kilka słów z nim wymienione było zbędne.
- Ale chce wiedzieć.
Naciskał, stojąc dalej jak kołek. Nie wypuści mnie chyba z szatni, jeśli nie skończymy tej rozmowy...
Westchnąłem cicho, cofając się. Próbowałem się przecisnąć obok niego, teraz stałem na środku niewielkiej szatni.
- Bo jesteś dla mnie nieistotny. To chyba starczy, nie? – Moja odpowiedź była wymijająca, lecz nie pozwoliłem mu na poznanie prawdy.


5. Night to remember
Nikt nie wchodzi do mojego pokoju, a tym bardziej nikt nie zagląda do wersalki. Dlatego tam trzymam parę moich pistoletów ( te są schowane głębiej, na wszelki wypadek ), gitarę, dwa plecaki z pieniędzmi i yesdzika. Takie elektryczne coś ala segway. Fajna zabawka.
Podłączyłem gitarę do małego wzmacniacza który normalnie robi za głośnik.
Zacząłem jeździć palcami po gryfie, grając Tears dont fall. Jedna z piękniejszych piosenek jakie istnieją.
Jednak, niedługo po przyjściu do domu usłyszałem silnik turkusowego Opla Corsy. Ewa wróciła.
Szybko schowałem gitarę i wyszedłem się z nią przywitać, jakby nigdy nic.



18.Milion dolar baby...
 - Luke, to właśnie Sky, ozdoba wśród moich dziewczynek, Skylar, oto mój przyjaciel, Luke Dramah, o którym ci wspominałem...
 Ku mojemu zaskoczeniu trzydziestolatek momentalnie podniósł się na równe nogi i pochwyciwszy moją dłoń w swoją, dwukrotnie większą złożył nań drobny pocałunek i uśmiechnąwszy się szarmancko, rzekł.:
 - Mów mi po prostu Luke, panienko.
Oznajmił chrapliwie, a mi przyszło do głowy, iż gdyby nie sytuacja w jakiej przyszło nam się zapoznać, mogłabym nawet uznać iż niejaki Luke Dramah, to doprawdy czarujący facet.
 Ale z oczywistych powodów wcale tego nie zrobiłam...
 - Dobrze więc, skoro przeszliśmy już przez część wstępną proponowałbym ubicie targu, jakieś propozycje, Dramah?
 Zahuczał głos McKhana, momentalnie wyrywając mnie ze szklanej bańki w jakiej zamknął mnie przenikliwy, przerażający wręcz wzrok szklisto-niebieskich źrenic szatyna.
 - Ah, tak...Cóż, więc...Co powiesz na trzydzieści pięć tysięcy na dzień, Jason?
 - Mało.
 - W porządku, więc może chociaż pięćdziesiąt cię przekona?
 Było to uczucie dziwne, zupełnie tak jak gdyby wszystko to działo się gdzieś poza mną, gdzieś daleko, jak gdyby było jedynie filmem, do bólu realistycznym, lecz wciąż tylko filmem.
Oto bowiem stałam się żywym przedmiotem zaciętej licytacji...



Rozdział 25
"-Dan... - Aniela spojrzała na mnie ze strachem. Po raz pierwszy zobaczyłem przerażenie w jej oczach czerwonych jak maki polne. - Dan, twoje serce nie bije. Już od dobrych dziesięciu minut.
-Przecież to nie możliwe. - zaśmiałem się sądząc, że to żart. - Byłbym wtedy martwy, ale jak widać, nie jestem.
-Mówię, serio. - dziewczyna spoglądała na mnie z powagą."



4. Hangover
Nazajutrz, o 7 rano Matt otworzył zaspane oczy. Zapominając o wszystkim co rujnował mu życie, wstał rześki i wypoczęty.
Padł na podłodze w formie Adleta, teraz zaś już w swoim ciele, minął śpiącego na kanapie Michaela i udał się do łazienki. Nie zastanawiając się nawet gdzie wcięło Moose’a.
Nie miał kaca ani nic. Czuł że żyje. Widać napoje magiczne Jenny czynią cuda.
W wyłożonej białymi, błyszczącymi kaflami łazience, Matt spełnił swoje poranne potrzeby, przemył twarz zimną wodą i jak zwykle rano spojrzał w swoje ciemne oczy.
- Jesteś tam jeszcze? – szepnął, wpatrując się głęboko w tęczówki.
Żaden głos w jego głowie się nie odezwał.
Matt czekał chwilę. Ani drgnął, dopóki nie był pewien że jest znowu zwykłym chłopakiem. Znaczy... gdy nie ma pełni ani nie uwolni Adleta.
Odsunął twarz od lustra, czując spadający z serca kamień. Był wolny.


28. Every scar will build my throne
 Po stracie dziecka i śmierci Raditza, Ttuce powróciła do bazy już tylko ciałem. Wydrążona i pusta niczym porzucona na plaży muszla, teraz mogła wypełnić się po brzegi echem rozpaczy, która zdawała się napływać do niej ze wszystkich kierunków kosmosu. Saiyanka miała ciemno przed oczami, a w jej uszach rozlegał się donośny gwizd, stopniowo mieszający ze szmerami wywołanymi przez podwyższone ciśnienie. W apatii wsłuchiwała się w pulsujące w swojej czaszce odgłosy i odnosiła wrażenie, że w spowolnionym tempie opada na dno jakieś diabelskiej studni. Czające się tam cienie kryły ją przed światem zewnętrznym i przynosiły świadomość, że tak oto została całkiem sama.


Rozdział 5 "Koncert"
"-Jeśli tak wygląda dorastanie, to ja wolę byś dzieckiem do końca mojego życia. - burknęła puszczając brązowookiego policjanta. -Ale słyszałeś piosenkę, co nie?
 -Tak i co z tego? - mężczyzna podniósł wzrok i oczami w kolorze deserowej czekolady spojrzał na grupę.
 -To zrób to o co cię prosiłam. - nauczycielka mówiła poważnie, cofając się i stając obok Giotta. - Spójrz na jego twarz. Co widzisz? On jest podobny do ciebie. Ciebie sprzed pół roku. Tyle,że on nie jest tobą. On przeżył więcej niż ty i mimo tego się nie poddał. Ty też nie powinieneś. Dałbyś mu zły przykład."


Rozdział 21 (część II)
"- Każdy zasługuje na przyjaźń. - powiedziałam najbardziej poważnym tonem na jaki mnie stać. - Dlaczego dla ciebie miałoby być inaczej.
- Ponieważ ja zawsze zawodzę, szczególnie, gdy ktoś na mnie liczy! - krzyknęła na mnie z rozpaczą w głosie. - Poza tym, ja nie potrafię nikomu w pełni zaufać!
- Dlaczego?
- Nigdy nie mam pojęcia co myślą inni, nie mam pojęcia, czy mnie nie oszukują. Przez całe życie zadaję sobie pytanie: Czy oni na serio chcą się ze mną zadawać? Boję się, że wszyscy robią to dla zabawy, albo ze współczucia. Nie mam pewności, czy nie obgadują mnie za plecami. Jednak chodzi tu nie tylko o innych, ale przede wszystkim o mnie. Ja boję się bólu. Dlatego wygodniej jest mi trzymać się z boku. Jeśli się nie przywiążę, to może nie będzie tak bolało jak się rozstaniemy i moi znajomi o mnie zapomną."


Rozdział 5.
„Nie było łatwo zdobyć, ale mam to. Na jutro przynieś kasę. Lepiej się nie obijaj.”
Wpatrywała się w ekran osłupiała, podejrzewając, że Shannon musiała być zamieszana w jakieś podejrzane interesy.
Toczyła walkę w swojej głowie, jeden głos dosadnie mówił, że skończyła z udawaniem i nie powinna interesować się losami zmarłej już dziewczyny. Drugi zaś, kusił ją, aby jeszcze trochę prowadziła tą grę, głównie z racji tego, że rodzice nie powiedzieli jej prawdy i jej podejrzenia mogą mieć sens.
Nieświadomie zagryzała dolną wargę, ale przestała, gdy poczuła lekkie ukłucie i metaliczny smak. Zaklęła i automatycznie wystukała wiadomość do Aishy.
„Przynieś to jutro o 11 pod Silver Club. Ja dam ci kasę.”
Jej palec na chwilę zawisnął nad przyciskiem wysyłania, ale finalnie zrobiła to. Ponownie włączyła się do gry, która okazała się dziwnie intrygująca.



Rozdział 26 "Z dziennika młodego geniusza"
"Patrzyliśmy na niego przez chwilę. Nie wiedzieliśmy co robić. Czekaliśmy na jego odpowiedź. Każdy z nas chciał dowiedzieć się co tam się stało. Było już późne popołudnie, więc czerwone światło słoneczne wpadało, przez okno w pokoju tworząc dodatkowo niezbyt miły nastrój. Tymczasem Danny zaciskał pięści z goryczą. Zawsze tak robił, gdy męczyło go poczucie winy. Z minuty na minutę zaciskał je coraz mocniej. Miałam wrażenia jakby za chwilę miał wybuchnąć. Po jego policzkach zaczęły spływać strugi łez. Chłopak pociągnął nosem i z ochrypłym, słabym głosem zaczął mówić"


Część II Rozdział 22 "26 lipca"
"- Przyszłaś ze mną tylko dlatego, ze on i tak tu jest, co nie? - zapytał z wyrzutem.
- Wcale nie...
- Przepraszam, że przeszkadzam. - Wtrącił się nagle Olek. Pojawił się tam znikąd.
- Ola! - Patryk się odwrócił by przywitać przyjaciela. - Przynajmniej ty tu jesteś porządny! Chodźmy na salę poszukać Moni i jakiegoś dobrego wina!
- Przykro mi Pati, ale mam nieco inne plany. - zaśmiał się szyderczo. Jego twarz nabrała przerażającego wyglądu. - Wracam dziś do domu i biorę cię ze sobą."


Rozdział 9 - Aresztowanie
"Szła ulicami Magnolii, przy tym kołysząc się i nucąc kołysankę, którą jej mama zawsze śpiewała, gdy ta szła spać. Piosenka uspokajała Tsuneni i pozwalała zapomnieć o wszystkich dotychczasowych problemach.
Przymknęła powieki, nagle przypominając sobie uśmiechniętą twarz matki. Przepiękną kobietę o krótkich, czarnych włosach z niebieskimi jak diamenty oczami zastąpiła oczywiście ta sama osoba. Jednak jej czupryna była rozczochrana i w niektórych miejscach przybrała kolor szkarłatny. Czoło matki całkowicie zostało zafarbowane na czerwono. Łzy spływające po policzkach mieszały się z krwią. Mimo wszystko nie zniknął jej przepiękny uśmiech, którym obdarzała każdego.
Mumei zatrzymała się, spuszczając głowę. Zacisnęła zęby. Zakryła twarz dłońmi. Po chwili jednak je opuściła, podnosząc głowę ze zmarszczonymi brwiami.
Za dużo o tym myślisz, Mumei.
Znowu zaczęła iść przed siebie, całkowicie nie interesując się tym, że przez przypadek prawie staranowała jakiegoś starszego pana.
- Jak ty idziesz?! - zawołał, ale dziewczyna w ogóle go nie słuchała."


Czy to Koniec?
Poczułam, że odzyskałam wolę walki. Natychmiast stanęłam nogi i zaczęłam ciągnąć za łańcuchy, niestety te nadal nie chciały ustąpić. W panującym w laboratorium półmroku cudem zauważyłam, że do środka weszli Jeremi i Rao. Westchnęłam z ulgą.
- Dobra, mam ją – powiedział Jerry do swojego komunikatora. – Reva, dzięki Bogu, wreszcie cię znaleźliśmy.
- Minęły prawie dwa miesiące, myślałam, że już o mnie zapomnieliście.
- Nie było cię niecałe dwa tygodnie – zaśmiał się. - Poza tym, jesteś naszym projektem Alice, nigdy byśmy cię nie zostawili.
- To było tak suche, że aż zachciało mi się pić – skomentował Rao.


Trzy
"Gdzieś z boku usłyszałam ciężkie uderzenie i kątem oka zauważyłam, że to Stark spadł z podwyższenia, chyba biegnąc Christeen na ratunek.
Nie miałam zamiaru czekać aż wytrzeźwieje.
Pieprzony bóg-psychopata miał moją najlepszą przyjaciółkę.
NAJLEPSZĄ.
PSIÓŁKĘ.
Złapałam pusty kieliszek stojący na stoliczku obok i bez wahania cisnęłam nim w boga."


Rozdział 27 "Koniec?"
"Daniel umówił się z nami niedaleko Centralnej Biblioteki. Miejsce to leży w miejscu, gdzie kiedyś graniczyły ze sobą wszystkie cztery królestwa. Kiedyś bibliotekę odwiedzało wielu ludzi, ale przez klątwę wszyscy jej unikali. To właśnie tam gnieździło się centrum złego uroku. Miałem tam iść z Anielą i Elsą, ale Sara, Swen, Feliks i Merlin uparli się by nam towarzyszyć."


Into dust, n #63 [wersja poprawiona]
 Ogarnia ją nieme zdumienie, kiedy brunet ni z tego, ni z owego, chwyta ją pod ramię, nieproszony pomaga przykuśtykać tych kilka niezdarnych kroków, a następnie usiąść na schodach ganku. Ta delikatność. Jest godna podziwu. Ta troska. Zachwycająca. Ten wyraz irytacji. Budzący nadzieję.
Sentymenty, sentymenty... Trochę ekscytujące, trochę szalone. Aż proszące się, by podzielić je na pół. Kto, choć raz, nie pozwolił im sobą zawładnąć?
W mig zapomina o rwącym bólu. Pozwala sercu stopnieć. Na powrót pragnie znaleźć się w jego ramionach. Zapomnieć, co mu zrobiła. Pokajać się. Zamrozić czas.
Rozciąga usta w uśmiechu. Tym z numerem pięć. Przeznaczonym specjalnie dla Franka. Siląc się na szczyptę kokieterii, tak bardzo (nie) pożądanej w jej obecnym stanie, zadziornie zerka na niego spod mocno wytuszowanych rzęs. Wskazuje palcem na różę.
— Jest dla mnie?



18. Escape from reality
Zrezygnowałem z usilnych prób zaśnięcia i siedząc na brzegu łóżka, kontemplowałem chwilę jasno-niebieskie niebo za drzwiami na balkon. Pomarańczowy blask wbijał do mojego pokoju przez szybę. Czas wrócić do żywych.
Wziąłem poranny prysznic, starając się aby woda nie była za ciepła. Potrzebowałem otrzeźwienia a nic jak chłód nie zmywa złych wspomnień tak dobrze.
Stojąc przed lustrem układałem włosy. Gdy spojrzałem na swój czarny metalowy zegarek zobaczyłem że jest po 9 rano. Wszyscy już pewnie na nogach. Postanowiłem wyjść jak najciszej z domu i zażyć trochę normalności. Jakoś ostatnio jej potrzebuje.
Właściwie... ha, ten zegarek był prezentem od Seleny...
Wpatrywałem się w czarne wskazówki, widząc jej twarz w czarnej tarczy.
Zdjąłem zegarek i pierdyknąłem nim o ziemię. Szkło rozprysło się po płytkach.
Zaciskając usta, spojrzałem jeszcze raz w swoje odbicie.
- Musisz o niej zapomnieć, sukinsynu... - wyszeptałem, patrząc głęboko w brąz swych oczu.
Z podniesionym ciśnieniem, wróciłem do pokoju.



6. Dwie twarze
– Zrobiliśmy to, co należało zrobić. – Matka Rayny przeszła do kontrataku, a jej mąż siedział obok i schował twarz w dłoniach. Gdy próbował opanować szalejącą kobietę, został obrzucony stekiem przekleństw i wykluczony z rozmowy. – Była psychicznie chora, a ty, niewdzięcznico, tak nam teraz się odwdzięczasz? Chciała cię zabić, od bachora miała urojenia i próbowała cię poddusić!
Rayna zamarła z otwartymi ustami, słysząc słowa, jakie kierowała w jej stronę matka. Sam fakt, że Shannon próbowała ją zabić, wstrząsnął dziewczyną, ale to było tylko pierwsze wrażenie. Potem stała się bardziej wściekła na rodziców, że nic z tym nie zrobili.


Rozdział 37. Zakłócenie porządku
 - Co tu właściwie zaszło? – zapytał Tony. Nie widział w pobliżu żadnego z członków załogi.
- No więc tak… – stwierdził policjant, licząc po kolei na palcach. – Mamy tu napaść na kobietę, włamanie, nieprzyzwoite obnażenie w miejscu publicznym, prowokowanie bójki, uszkodzenie mienia…
- I do tego był nietrzeźwy! – wtrącił jeden z cywilów.
- W takich przypadkach nietrzeźwość jest zwykle domyślna – zauważył Scolding melancholijnie.
Wciąż się zastanawiał, który z jego ludzi mógł się wpakować w takie tarapaty.


Część II Rozdział 23 "Dni, które niedługo poznamy..."
 "Spojrzałam na pegaza po raz kolejny. Wciąż wyglądał świetnie, lecz zauważyłam, że brak mu lewego oka. Za to drugie patrzyło na mnie z troską. Wydawał się uśmiechać. Jestem pewna, że w tym momencie cicho zarżał, ale ja usłyszałam zamiast tego słowa: „Później postawisz mi watę cukrową...”. Momentalnie ówczesna ja walnęła rumaka prosto w łeb."


 Chapter 1.5
 "— Gdzie ona jest? — wyprzedziła go z pytaniem, zanim on by zaczął jej zadawać odbiegając przy tym od bardziej ważniejszego tematu.
— W naszym pokoju — odpowiedział, po czym zmarszczył brwi sobie coś przypominając. — Ach, nie! Przepraszam! Moim pokoju — poprawił się.
Madeline wywróciła oczyma, po czym go wyminęła i szybko weszła po schodach na górę. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami do pokoju Damona.
— Znamy ją? — zadała kolejne pytanie, kiedy kruczowłosy stanął obok niej.
— Pierwszy raz widzę ją na oczy — odparł. — Widocznie jakaś przejezdna dziewczyna nam się trafiła. Samochodu nigdzie nie znalazłem, możliwe że Stefan sobie go użyczył. Tak, więc pewne jest to, że szybko nie wróci.
Brązowowłosa pokiwała głową i chwyciła za klamkę, którą przekręciła. Otworzyła szeroko drzwi, po czym zaczęła szukać wzrokiem dziewczyny. Zmarszczyła brwi i postawiła krok do przodu. Słyszała szybki oddech. Była pewnie przerażona. Wychyliła się zza drzwi i zobaczyła siedzącą blondynkę w kącie pokoju. Cała drżała ze strachu.
— Cześć — powiedziała spokojnie, a jasnowłosa drgnęła niespokojnie wciskając się bardziej w ścianę. — Spokojnie, nic Ci nie zrobię. Jesteśmy tu żeby Ci pomóc — uśmiechnęła się do niej, a ona widocznie się uspokoiła."


5. Some kind of demon
- Jamie! – krzyczał już któryś raz Tuck, gdy razem z dwoma Michaelami stał pod starą kamienicą. W mieszkaniu Mathiasa paliło się światło.
- Nie chciał wpaść na Jam Session! Uważaj bo na sabat wampirów go wyciągniesz – rzekł Moose do kumpla.
- Jamie Mathias, złaź w tej chwili na dół! – wydarł się znów Matt. Jednak, ze skutkiem. W oknie pojawiła się postać.
Była to... średniej urody barmanka. Do tego w staniku i z nieuczesanymi włosami.
- Nie ma czasu, pierdoły jedne!! – Gisele krzyknęła z wściekłością i z impetem zasunęła zasłony.
Przyjaciele zamilkli. Każdy już chyba wiedział że Jamie do nich nie dołączy.
Matt rechotał, patrząc spod kaptura na swoich towarzyszy.
- Niech mnie ktoś uderzy bo nie wierze... – wypowiedział te słowa, tłumiąc śmiech.
- Mówił że z nią gra ale tego bym się nie spodziewał – dodał Padge, gdy odchodzili spod budynku. Szli dróżką prowadzącą w las.


Rozdział 28
 "Widziałem już jego rękę sięgającą po moje serce. Niemalże poczułem oddech śmierci na karku. Byłem tak przerażony, że nie byłem wstanie się ruszyć. Ku mojemu zaskoczeniu, duch nie wsadził swojej na wpół widocznej ręki do mojej klatki piersiowej. Jego dłoń zatrzymała się na mojej koszulce. Mężczyzna spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Mało tego. Widziałem nawet strach w jego oczach."


ROZDZIAŁ 4: I UWIERZ MI MIKE, JESTEM CORAZ BLIŻEJ.
Alex w końcu poznaje Justina. Powinna dotrzeć do tajnych danych, więc musi się do niego zbliżyć. Jak potoczy się dalej zapoznanie się dziewczyny? Czy będzie zdolna do zabójstwa?


Rozdział 7 {Oczy zamknięte}
- Jak to sześć miesięcy?! - Krzyczę do słuchawki telefonu, a pies znajomej, którym się zajmuję, ucieka do kuchni. Gdybym tylko wiedziała wcześniej... Może nie uratowałabym go, ale zachowała się inaczej. A teraz? Nic już nie zmienię. Nie mogę cofnąć czasu, ani mojego zachowania.
- Ali.... Kochanie, wybacz. - Jeszcze nigdy nie jego głos nie brzmiał tak strasznie jak w tym momencie. Nigdy nie chorował a teraz? Zabierze mi go cholerne przeziębienie. Zatrzyma jego serce. Uwięzi oddech. Położy do trumny, spuści do ziemi i zasypie piachem.
- Przyjadę. Jutro złapię samolot. - Nie zapraszał mnie. Może mnie tam nie chcieć, ale ja muszę pojechać do niego i porozmawiać. Poznać odpowiedzi na pytania, które mnie dręczą. Pożegnać się. Przeprosić. Jego i …. Ją



Rozdział 7
Dziewczyna zdecydowała, że nie będzie przeszkadzać w rozmowie. Z ciekawości podsłuchała rozmowę, gdyż zorientowała się, że mama mówi o ojcu.
Nie wiedząc czemu przylgnęła do ściany. Widocznie jest to jakiś odruch podsłuchiwacza – pomyślała z rozbawieniem.
– Wiem o tym. Muszę coś zrobić – przerwała na chwilę Małgorzata. Widocznie słuchała, jak ktoś coś mówi po drugiej stronie. – Ona nic nie wie. Myślałam, żeby powiedzieć jej to trochę później. Na razie nikogo nie spotkałam, a jesteśmy tutaj już dwanaście lat!
Maja zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Jakie dwanaście lat? Z kim rozmawiała jej mama?
– Jutro do ciebie przyjadę. Musimy o tym porozmawiać, zanim Filip wróci. Jeżeli on się dowie, to mogę się pożegnać ze wszystkim. Do tej pory się nie zorientował, że nie jest jego.


Rozdział 6
 Kiedy kolega przygotowywał nam napoje, a pozostali, albo dzielnie czekali na swoją kolej, albo podskakiwali wesoło, ktoś podszedł nieco bliżej i stanął po mojej prawej. Nasze ręce otarły się o siebie, przyprawiając o natychmiastowe ciarki. Oddech znacznie mi przyspieszył, a dłoń, w której trzymałam pusty kubek, zacisnęła się na plastikowym naczyniu. Z nieznanych powodów, byłam przerażona. Bałam się choćby unieść głowę.



 21. Wszystko ma swój wytyczony cel
 "[...] Czuł niepokój, który zaciskał się niczym pięść na jego gardle i sprawiał, że oddychanie stawało się coraz trudniejsze. Chciałby, żeby ten ferment okazał się bezpodstawny i jedynie potwierdzeniem jego zbytniej paranoi. Ale w głębi siebie czuł, że jego przypuszczenia są prawidłowe. Było zbyt dużo punktów, które się ze sobą pokrywały. Zbyt dużo zbiegów okoliczności. Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę. Może w książkach czy filmach, ale nie w prawdziwym życiu. [...]"


Rozdział 7 "Na komendzie"
"Starszy Corda nic nie odpowiedział. Nie chciał ciągnąc dłużej tej irytującej rozmowy. Był zbyt zły na brata, zawiódł się na nim.Jednak to nie było tak, że nagle przestał kochać swojego braciszka. Fran po prostu się martwił. Nie miał pojęcia, czy jest w stanie zająć się Giottem tak jak zajęliby się nim rodzice. Bał się, że nie podoła zadaniu wychowania buntującego się nastolatka. Obawiał się, że Gio wyrośnie na złego człowieka, bo on nie będzie dla niego wystarczającym autorytetem."


Rozdział 29 "Zmiany"
" Było już późno, więc główne wyjście z kina było już zamknięte. W połowie drogi zauważyłam, że nie wzięłam z siedzenia mojej torby. Musiałam się wrócić. Jednak gdy już odwróciłam się z powrotem w stronę wyjścia zamurowało mnie. To był już chyba ostateczny dowód na to, że magia z Yriaf Selat zaczęła przenikać do naszego świata. Otóż to co zobaczyłam..."


Witaj w Naszych Skorumpowanych Progach
- Zapomniałem się przedstawić. Jestem Jeffrey – podał mi rękę. - A ty?
- Reva.
- No to się już znamy. My, skazańcy o resztkach normalności, powinniśmy trzymać się razem. - zażartował. – Czym się zajmujesz?
- Jestem łowcą zombie.
- Bardzo śmieszne, a tak serio?
- Jestem łowcą zombie – powtórzyłam.
- Przecież zombie nie istnieją – upierał się.
- A widziałeś kiedyś jakieś zombie?
- Nie
- W takim razie nie ma za co – starałam się, aby zabrzmiało to epicko. – A tak na serio, nie macie tu dostępu do telewizji, co?
- Proszę cię, nie mamy dostępu nawet do telefonu.
- Jak długo cię tu trzymają? – spytałam.
- Pięć miesięcy.
- No i wszystko jasne – mruknęłam.


Chapter 1.6
" — Kpisz sobie ze mnie?! — krzyknęła zatrzymując się gwałtownie przy kominku. — Mam go nie rozerwać na kawałki za to co mi zrobił? Mam ochotę go udusić gołymi rękoma, przebić kołkiem jego serce, odciąć głowę! — wymieniała, a Damon wywrócił oczyma.
— Dobra, dobra Ty niedoszła seryjna morderczyni! Opanuj się — wstał z fotela i podszedł do niej bliżej. — Nikt nikogo nie zabije w tym domu, rozumiemy się?
Davina prychnęła pod nosem i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— Dobrze, skoro tak bardzo boisz się, że pobrudzę Ci dywan to zabiję go nawet przed domem — warknęła, po czym postawiła kilka kroków w kierunku drzwi, jednak Madeline zagrodziła jej drogę, rzucając przy okazji karcące spojrzenie."


Część II Rozdział 24 "Wypijmy wino na Baker Street, część pierwsza"
" Jednak my zamiast próbować się wtapiać w tłum, patrzyliśmy co takiego on wyprawia. Stał w tym zaułku i dokładnie przyglądał się wszystkiemu. W końcu zwrócił się szorstko do dziewczyny:
- Znowu sprawdzasz moje umiejętności dedukcji Mary? Wcale Cię nie okradziono panno Watson, ty oddałaś swoją torbę Johnowi.
- Jak zwykle perfekcyjnie. - uśmiechnęła się kobieta zakładając ręce na krzyż. - Ale proszę nie nazywaj mnie panną Watson. Nazywam się Morstan, pamiętasz? A nawet jeśli w przyszłości wyjdę za Johna, nie będę już panną.
- Jak już wiele razy ci powtarzałem, uważam miłość za irracjonalną, ale jak tak na was patrzę to serce mi mięknie. - chłopak odwzajemnił jej uśmiech.
- To ty masz serce? - zaśmiała się Mary."


Rozdział 30
"Dziewczyna zatrzymała się w końcu przed jedynym budynkiem w okolicy, w którym świeciło się światło.Nad drzwiami doskonale widoczny był szyld „Przychodnia Weterynaryjna". Czyli to miała na myśli, kiedy mówiła o zajęciu się moją nogą. Miałem mieszane uczucia co do tego pomysłu.Cieszyłem się, ze tak o mnie dba, ale czułem się głupio, że będzie zajmował mną weterynarz. W sumie jestem wilkiem no ale nie przesadzajmy... "


97. Zły Saiyanin
 [...] Piękne, bezkresne niebo. Ani jednej chmurki, lekki wiaterek. Po prostu idealna temperatura. Postanowiłam się zrelaksować. Oczyścić umysł przed jakąkolwiek decyzją. Każda mogła być tykającą bombą. Któraś miała taki zapalnik, że sama bym siebie pogrążyła. Czułam całą paletę od barwnych po destrukcyjne emocje. Każda była sprzeczna z drugą wersją. Miałam wrażenie jakbym miała zamiar oszaleć. Jednak ten błysk... Na niebie pojawiło się coś o różnych kształtach. [...]


 Chapter 1.7
 " Jego oczom ukazał się Novak. Widok przyjaciela wywołał u niego mimowolny uśmiech. Padli sobie w ramiona, a po chwili siedzieli już na kanapie.
— A więc zawitałeś do Mystic Falls? Potrzebujesz czegoś nowego? — zaśmiał się Dean. — Po prostu przyznaj się, że za nami strasznie tęskniłeś.
— Nie, po prostu obserwowałem Was ze swojej magicznej kuli i widząc jak się obijacie, to postanowiłem Was ruszyć trochę do roboty — zakpił, a bracia popatrzyli po sobie z dziwnymi minami. — A tak serio, to nie żartuję — powiedział. — Na prawdę przyjechałem tutaj, aby Was zaciągnąć na łowy wampirów. Jesteście tu ponad miesiąc, a zabiliście tylko jednego wampira, wstyd i hańba — dodał przyglądając się braciom.
— Ciężko znaleźć tu wampira, od dawna nikt nie polował, a za dnia nie wychodzą, przecież słońce je zabija — powiedział Sam. — Z resztą, myślę, że nie ma tu więcej wampirów, nikt nie jest podejrzany, a obserwujemy każdego — dodał.
Castiel prychnął pod nosem, kręcąc przy tym głową na boki.
— A nie domyśliliście się, że mogli znaleźć sposób na dzienne przechadzki? W Nowym Orleanie spotkałem czarownicę, w sumie całkiem ładną — szturchnął Dean'a z uśmiechem — i wypaplała się na temat niejakiego zaklęcia, które ułatwia wampirom życie za dnia. Mogą swobodnie poruszać się w słońcu. Niestety nic więcej nie powiedziała, ale to i tak nam dużo daje, nie? — przyjrzał się każdemu z osobna. — Teraz tylko trzeba je zdemaskować."


into dust, n #64
 Smutek miesza się ze wzruszeniem. Palce Chloe ześlizgują się z rozgrzanego, puchnącego w oczach policzka. Pokutowanie za grzechy nigdy nie było w jej stylu. To specjalność roztrojonej emocjonalnie Welch. Ale ten jeden raz... poczucie winy, jeśli tylko mu na to pozwolimy, potrafi zadziałać niesamowicie oczyszczająco. Niepewnie, po raz pierwszy w życiu, odgarnia kosmyk włosów z czoła chłopaka i uśmiecha się z troską.
Nie jest sobą.
— Mój bohater.


Część 2 Rozdział 25 "Wypijmy wino na Baker Street, część druga"
 "- Na Królową angielską, Kim wy jesteście?! - zapytał zdenerwowany Sherlock. - Przepraszam, miałem na myśli: Czemu nazywacie mnie dziadkiem.
- Racja, przepraszamy. - mówili jednocześnie. - Tak naprawdę jesteś naszym dalekim przodkiem. Albo ty, albo twój brat.
- Mycroft? - zaśmiał się detektyw. - Nie ma takiej opcji.
- Poczekajcie... - wtrąciła się Mary zamyślona. - Skoro on jest waszym przodkiem, to oznacza, że będzie mieć dzieci. Nasz Sherlock miałby sobie znaleźć drugą połowę?!
- Mary... Przecież wszyscy dobrze wiemy, ze coś takiego nie nastąpi... - Do salonu wszedł młody mężczyzna w marynarce i meloniku. W jednej ręce trzymał damską torebkę a w drugiej butelkę wina. - O przepraszam, nie miałem pojęcia, że mamy gości. - dokładniej spojrzał na mnie i moich kolegów. - I to dość niezwykłych jak mniemam."


Rozdział 31 "Atak duchów"
" Z tej wściekłości uderzył złamana nogą o podłogę.. i rozbił gips w drobny mak. A jego nawet to ie zabolało. Z jego nogą tez wydawało się wszystko w porządku a przecież złamał ją sobie zaledwie kilka godzin temu. Nie zastanawiając się nawet nad tym co się stało chwycił mnie i Grimma w pasie, lekko uniósł nas nad ziemię i ruszył biegiem z niesamowitą szybkością."


Rozdział 10 - "Dziękuję"
"- Ej...? - Laxus zaczął niepewnie. Nie był zbytnio przyzwyczajony do płaczu kobiet, więc nie wiedział co zrobić. - Czemu płaczesz...?
Tsuneni podniosła głowę, z małym bananem na twarzy. Jej policzki były delikatnie zarumienione. Jej oczy patrzyły się w Laxusa.
- Bo teraz wiem, że jednak nie jestem bezużyteczna... - otarła wierzchem dłoni mokre policzki. - Dzięki wam wiem, że jednak jestem ważna... Dziękuję wam!"


Rozdział 8
– I tylko dlatego nic nie mówiłeś?
– Poniekąd. Nie wiesz, jak to jest być w takiej sytuacji.
– Owszem, nie wiem – przyznała. – Ale nadal sądzę, że to bezsensowne.
Kłykcie dziewczyny pobielały, zaciśnięte dłonie na krawędzi stołu, pulsowały.
– Nic nie mówicie, tylko milczycie. Ty masz tajemnice, mama ma.
– Maju – zaczął – każdy chowa coś przed światem i to całkowicie zrozumiałe. Choćbyś znała kogoś przez całe życie, nigdy nie poznasz go w całości. Takie jest życie i lepiej, żebyś poznała tę prawdę już teraz. A teraz daj mi chwilę, muszę pomyśleć – powiedział.
Machnął ręką, tak jakby chciał odgonić córkę. Ta przełknęła ślinę i schowała dumę w kieszeń. Nic jej ta rozmowa nie dała.


Rozdział 39. Ogień, woda i odłamki
 Coś zazgrzytało, pokład zadrżał i znów nachylił się odrobinę.
- Gdzie Scolding? – zaniepokoił się Henry Vincent. – Widział go ktoś?
- Ostatnio na sali operacyjnej – powiedział felczer Burrell. – Wyszedł, nie wiem dokąd.
- Pewnie do hangaru – odparł Skipworth. – Ale nie dotarł. Może jest gdzieś uwięziony?
- Pójdę poszukać! – zapalił się Henry.
- Nie pozwalam – sprzeciwił się Bancroft. – Za duże ryzyko.
- Przepraszam, dowódco, ale ta cała sytuacja to już za duże ryzyko – Vincent znalazł w sobie energię, by sprzeciwić się komandorowi. – Idę na własną odpowiedzialność, jak nie wrócę, to nie posyłajcie nikogo po mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon