Nowe rozdziały 10.11 - 16.11.2014

Dziś w szczególnie licznej odsłonie, jak widać jesienna chandra nie dopada piszących:

Rozdział 11
 Wtedy do środka pewnym krokiem wszedł dobrze znany mi mężczyzna, zawieszając kurtkę na wieszaku. Potem zatrzymał się i zaczął się we mnie wpatrywać pytającym wzrokiem. Jego błękitne źrenice prześwietlały mnie na wylot szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie zamierzałam jednak dłużej dać mu się pochłaniać tym wzrokiem. Zdecydowanym krokiem podeszłam do niego, chwyciłam jego prawą dłoń, w którą wcisnęłam banknoty i już miałam wrócić do swojego pokoju, kiedy on złapał mnie mocno za nadgarstek. 

 9. Nothing does give the strength. 
 Candice, tak jak większość kobiet jest piękna, jednak jest coś o czym nie każdy wie. Ma pazury i to nie jest żadna metafora. Może zabijać i niszczyć, równie dobrze jak jej chłopak i jego brat. Vincent skrywa coś przed bratem, coś co z pewnością zmieniłoby ich relacje, zanim dowiesz się do czego posłuży mu przedmiot, najpierw musisz dowiedzieć się co to jest... masz szansę. Jak nigdy wcześniej. Stanie się coś, do czego nikt nie był przygotowany. Co to takiego?

Pan M. (XI)
 - Mówiłem tylko ogólnie. Niech pani nie bierze tego do siebie. Jestem pisarzem i moja wyobraźnia nigdy nie przestaje pracować. Mam tysiąc scenariuszy, które mogłyby się z tragicznymi skutkami dla mnie zdarzyć dzięki takiej informacji w gazecie. Do tego jeszcze ten pies. I oskarżenie o plagiat...
- Może po kolei? - zaproponowała pani detektyw, nadstawiając ucha, bo te niechronologiczne wzmianki brzmiały interesująco.
- Racja - zreflektował się właściciel zabitego psa - Tak ogólnie powinienem się przedstawić. Mort Firman. Jestem... niesprzedającym się pisarzem. A raczej sprzedającym się okresowo. Równo cztery dni temu na moim ganku pojawił się nieznany mi mężczyzna, który oskarżył mnie o plagiat. Rzecz jasna nie skopiowałem jego tekstu. Ogółem wątpię, by ów tekst istniał. Jestem roztropny i gdyby miał rację, a ja dopuściłbym się plagiatu, to poszedłbym grzecznie do sądu - wyjaśniał, poprawiając tragicznie rozczochrane włosy i okulary na nosie - Dwa dni po jego odwiedzinach mój pies został przybity śrubokrętem do mojej werandy.
- Mogłabym to obejrzeć? - spytała.

Rozdział XVIII: Połamana
 "- Tak. Tyle jesteś mu winna po tym namiętnym pocałunku.
Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, że jest drugie dno w tej wypowiedzi. Owszem, wprowadziłam go w błąd. Ale ważniejsze było to, że Daria mimo wszystko nadal coś do niego czuła a przynajmniej te dawne uczucia kazały jej stanąć po jego stronie. Może też uważała, że ja na niego nie zasługuję i to ona powinna być teraz na moim miejscu.
Momentalnie w pomieszczeniu zrobiło się chłodniej.
- Jeżeli nadal coś czujesz do Kamila… "

Rozdział 4, w którym lepiej poznaję moje zadanie
Wyjęłam z torebki Mistyczny Dziennik, otwarłam go na stronie z napisem Twoja kolej i położyłam na niej zdjęcie. Kartka wchłonęła je – gdy go dotknęłam, zdawało się być narysowaną ilustracją. Jednak kiedy mocniej naciskałam stronę, nie czułam oporu. Zdjęcie wchłaniało moje palce. Zanim dotarło do mnie, co się dzieje, świat zawirował mi przed oczami, a moje ciało stało się bezwładne. Odzyskałam nad nim kontrolę, gdy uderzyłam plecami o ziemię.

[11] Niepokój
 (...) Serce zadrżało mi w piersi gdy zobaczyłam leżącego czarnowłosego chłopaka. Stanęłam raptownie, biorąc głęboki wdech i bojąc się, że Gryfon się obudzi, jednak chłopak, sądząc po jego miarowym oddechu, pogrążony był w spokojnym śnie. Palce zaciśnięte na kocu nieco się rozluźniły, a ja odetchnęłam i lekko przygryzłam wargę. Odkładając cicho koc z powrotem na fotel, rzuciłam wzrokiem na zawalony pergaminami stolik oraz pióro i kałamarz leżący obok podręcznika od eliksirów. Zrobiłam dwa małe kroki w stronę Jamesa i ukucnęłam przy łóżku, patrząc na niego. Wyglądał tak uroczo i niewinnie, że uśmiechnęłam się pod nosem i poczułam, jak jeden z motyli w brzuchu rozwija swe skrzydełka. Zamknięte powieki skrywały orzechowe tęczówki, z kolei jego wargi były nieco rozchylone, niczym płatki kwiatów. Ciekawe, czy są równie delikatne i miękkie, pomyślałam. Miały ładny kształt, nie były za małe, ani za duże, tylko takie w sam raz. W przekrzywionych na nosie okularach odbijał się blask płomieni, a czarne włosy były potargane we wszystkie strony.
Po raz pierwszy widziałam jak śpi i to jest jeden z tych widoków, który zapiera dech, zostaje na długo w pamięci, a także daje poczucie spokoju. Odwróciłam głowę w stronę stolika i sięgnęłam po najbliżej leżący pergamin. Była to praca na dzisiejsze eliksiry. James pewnie musiał długo nad nią siedzieć i gdy skończył, usnął. Zaczęłam czytać, a gdy zobaczyłam błąd, wzięłam pióro, zamoczyłam w atramencie i poprawiłam go. Chwilę później spojrzałam na Jamesa, który się poruszył przez sen i cicho jęknął. Spanikowana, szybko odłożyłam pióro i pracę i zerknęłam na jego twarz, siedząc nieruchomo.
— Lily — mruknął po dłuższej chwili przez sen, jednak tym razem w jego głosie wyczułam nutkę czułości.
— Lily — powtórzył, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, czując, jak miłe uczucie przepełnia moje serce. Śnił o mnie! I nie wiedział, że jestem tuż obok. Pragnęłam dowiedzieć się coś więcej o jego śnie, choć wiedziałam, że to życzenie może się nie spełnić.(...) 

017. Dlaczego?
*Dlaczego myślisz, że to przez ciebie się wyprowadziłam?
*Bo wydaje mi się, że za mało czasu spędzałyśmy. I ty nic mi nie powiedziałaś.
*Ale to na prawdę nie twoja wina.
*To dlaczego?
*Przepraszam Perrie, ale nie chce o tym rozmawiać.
*Jak zwykle nie chcesz mi o niczym mówić! Zgaduję, że twoi przyjaciele wiedzą o co chodzi, ale mi nigdy o niczym nie mówisz - chciałam coś odpowiedzieć, ale się rozłączyła. Przepraszam.

3. Puchata historia
— Nie wierzysz…
— Wybacz moją impertynencję, ale nie. — Liv uśmiechnęła się z pobłażaniem, poprawiając na ramieniu torbę i ruszając ku schodom. Wciąż kręcąc głową z rozbawienia, położyła dłoń poręczy parskając cicho pod nosem.
— Dobrze, więc chodź ze mną.
— Co? Nigdzie z tobą nie idę — zaprotestowała gwałtownie, kiedy chwycił ją za nadgarstek i pociągnął korytarzem w stronę, gdzie szedł niedawno obgadywany nauczyciel. Zasyczała gniewnie, kiedy mimo jej oporów wciąż parł naprzód i w końcu odpuściła, nie chcąc robić scen przy ludziach. Zrównała się z nim, racząc go niezadowolonym spojrzeniem. Zasłoniła twarz przed gapiami, niesionym w dłoni podręcznikiem i wyburczała: — Rany, ale wstyd. I możesz już zabrać rękę, przecież idę.
Itachi obrzucił uważnym spojrzeniem profil Liv, jakby dumając nad propozycją, a później wzmocnił uścisk nie zwalniając kroku.
— Nie.
Słysząc tę bezczelną odpowiedź, aż zamrugała zaskoczona. Tego się nie spodziewała. Jednak Uchiha uznał, że to za mało wrażeń jak dla Senju i wyrwał dziewczynie książkę, zaraz wrzucając do swojej torby.
— Co ty sobie, do jasnej cholery, wyobrażasz?! — wysyczała gniewnie, chwytając Itachiego za ramię. Zanim zdążyła zarzucić go obelgami, jakie już miała na końcu języka została zakneblowana i obrócona w miejscu, tak że stała do niego plecami.
— Nie drzyj się tak, tylko patrz — wyszeptał jej do ucha i wychylił się z nią zza winkla. Liv z trudem opanowała wzdrygnięcie, gdy poczuła przyciśnięte do siebie ciepłe ciało Uchihy ale chcąc nie chcąc, spojrzała we wskazanym kierunku.


Rodział V
– To może... może trochę za bardzo cię tutaj przetrzymałem?
– Przestań, znam chyba ze 30 sposobów jak uciec z nieudanej... eeee...jak widzisz, nadal tutaj jestem i chcę wypić z tobą to mojito - Ania uśmiechnęła się. Siadając przez przypadek szturchnęła stołem i przeprosiła chłopaka.
Wypili do końca drinki i zaczęli zbierać się do wyjścia. Kiedy opuścili restaurację, poczuli lekki chłód wiosennego wieczora. Zatiemu trochę plątał się język. Niestety, pomylił drinki niosąc je z baru i wypił ten mocniejszy. Na szczęście osiedle, na którym oboje mieszkali, znajdowało się w takiej odległości, że po spacerze siatkarzowi powinno się polepszyć.
– Jak oceniasz nasze szanse?
– Co? - Ania prawie potknęła się, słysząc to pytanie.
– No, na mistrzostwo...
– No, tak. Wszystko zależy od grupy. Wierzę w was i widzę, że może z tego być coś dobrego, nawet złoto. Szczerze? Trochę boję się Brazylii i Rosji.
– Jak my wszyscy - Zati zaśmiał się i ziewnął - Ale w końcu i Brazylia musi kiedyś stracić złoto. To by było coś pięknego... wygrać z nimi na naszej ziemi.
– Tak będzie! Zagracie ten finał w Spodku, nie ma innej opcji.

ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Dominika, proszę nie komplikujmy sprawy. Odwiozę cię teraz do domu i każde pójdzie w swoją stronę. Ok?
- Ale ja tak nie chcę - spojrzała mu głęboko w oczy, po roześmianym i ciepłym spojrzeniu nie został nawet ślad.
- Przykro mi - wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie udawaj, że takie rozwiązanie ci odpowiada.
- Chcesz, żebym był szczery? Ok. Nie odpowiada mi. W chuj mi nie odpowiada! Zakochałem się w tobie po uszy i oddałbym wszystko, żeby z tobą być, żebyś była przy mnie szczęśliwa. Rozumiesz? - jego smutny wzrok wyrażał więcej niż była w stanie udźwignąć - Gdybyś powiedziała jedno słowo rzuciłbym to całe moje pieprzone życie i wyjechał z tobą gdzie tylko byś chciała. Jak w tej piosence, być tam, zawsze tam gdzie ty. Myślałem, że czułaś to samo. Byłem pewny, że też tego chcesz.
- Alan ja nie wiedziałam - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- To teraz już wiesz. - jego oschły głos ranił bardziej niż milion rdzawych noży wbijanych w serce.

Jeden Krok na Przód, Tysiąc w Tył"
 " - Damon, chciałam...- zaczęła drżącym głosem- chciałam cię przeprosić...
- W takim razie znam kilka sposobów- wymruczał niczym najedzony kocur i pochylił się nad nią jeszcze bardziej, tak, że niemal stykali się nosami.
- Przestań- wyjąkała wprost w jego wargi. Damon uśmiechnął się jedynie szelmowsko i nie zaprzestał swoich poczynań.
Nie dane im było jednak zatracić się w tak upragnionym (przynajmniej przez niego) pocałunku, bo niespodziewana postać, wyłaniająca się z lasu sprawiła, że Elena odskoczyła od niego jak opażona.
To była kobieta, na oko czterdziesto-trzy letnia, o skórze koloru czekolady, ciemnych oczach i poszarzałej twarzy. Jej czarne włosy tkwiły w nieładzie, biała sukienka, która miała na sobie byłą podarta i umazana ziemią a jej wzrok mętny i wyraźnie zmęczony. Mimo że Elena widziała ją może ze trzy razy na oczy i w żadnym wypadku nie przypominała tej słabej kobiecinki, jaką miała przed sobą bez trudu ją rozpoznała.
- Abby?- spytała zdziwiona, zwracając tym samym na siebie uwagę Jera i Bena."

~2~ (część druga) Rozdział 2#: "Pierwszy dzień w trasie"
 ...Staliśmy tak chwilę i zastanawiałem się, czy mam już iść, czy nie. Chrissy była tak zachwycona tym spotkaniem, że żal mi było ją opuszczać.
-Hmm... Obrazisz się, jak zrobię coś, czego nie powinnam? - zapytała po namyśle.
-Nie wiem, o co chodzi, ale powiedzmy, że nie - roześmiałem się.
Wtedy, Chrissy stanęła na palcach, ponieważ była dość niska, złapała delikatnie moją twarz i oddała krótki, lecz namiętny pocałunek prosto w usta. Jej wargi były niesamowicie miękkie, co sprawiało, że ten całus był niezwykle przyjemny. Ekhm, opanowuję się.
Zaskoczyła mnie, ale nie musiałem jej odsuwać - sama to zrobiła.
-Przepraszam... Wiem, nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać - powiedziała i zachichotała nerwowo.
Nadal zdziwiony, stałem tylko i drapałem się po poliku...

Rozdział 16 część II Noc Duchów
Wypadła na polanę i stanęła jak wryta. Scospiusowi udało ją się dogonić.
Dopadł do niej i złapał ją mocno za nadgarstek.
- Co ty wyprawiasz? – sapnął zirytowany. Dziewczyna tylko pokręciła głową i wskazała mu scenę rozgrywającą się przed nimi. Była w szoku, że tego wcześniej nie spostrzegł.
Na polanie – do której nie docierało już tak dobrze magiczne światło – stało dwóch mężczyzn. Nie widziała ich twarzy, które kryli za czarnymi kapturami, ale po budowie ich ciała nie miała wątpliwości, co do ich płci. Pochylali się nad dwójką osób. Rudowłosych osób.

Rozdział V- Będę bestią tak jak tego chciał
 - Uwaga! Ogłaszamy, że pokazy indywidualne w tym roku, będą odbywały się inaczej niż przy poprzednich Igrzyskach. Tym razem wywoływani będą trybuci w parach, niekoniecznie z tych samych dystryktów do rywalizacji na pokazie. Zwycięscy zdobędą większą liczbę punktów. Na pokazie trzeba będzie rywalizować w trzech konkurencjach. To już wszystko. Na razie zapraszamy trybuta z dystryktu pierwszego Deena Clevena oraz trybutkę z dystryktu dziewiątego Jess Verior do rywalizacji indywidualnej.
Głos w głośniku zamilkł, a dwójka trybutów weszła do Sali treningowej. Ja nie miałam siły nawet tego skomentować. Snow na pewno się dobrze bawi. Przecież to okropne. Nie mamy szansy się dobrze zaprezentować, bo musimy rywalizować. Nie chciałam mysleć kto przypadnie mi. Kątem oka zauważyłam Volta patrzącego na mnie i zacierającego ręce. Wyraźnie miał nadzieję, że może będziemy rywalizować między sobą. Cóż, ja mogłam tylko się modlić, żeby tak nie było. 

Akademia OverAble Rozdział 10
Stanęła za nią i zaczęła związywać jej ręce oraz kneblując usta czerwoną chustą. Po wykonaniu czynności, nagle koło niej pojawił się starszy mężczyzna. Ubrany w niebieski mundur lustrował pożądającym spojrzeniem blondwłosą. Miyako pstryknęła palcami przez co Hana wybudziła się z hipnozy. Widząc przed sobą rozbawioną dziewczynę a za nią ogromnego czarnego potwora, padła na kolana. Nie zwróciła uwagi na to w jakiej znalazła się sytuacji. Chusta uniemożliwiała jej wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
-Bardzo pomocna z Ciebie dziewczynka, Hana. Sin, zabierz ją. - skierowała spojrzenie na mężczyznę.

Chapter four
 Doktor siedział w swoim gabinecie z oczami wlepionymi w książkę. Było to obszerne tomisko, za które Charlie na pewno by się nie zabrał. Duża ilość stron go odpychała.
- Dobry wieczór – powiedział lekarz, gdy Charlie wparował do pomieszczenia. Po drodze tutaj nie zdążył ochłonąć, a wręcz przeciwnie: był bardziej podminowany niż wcześniej. Doktor, jakby to wyczuwając, zapytał: – Mam ziółka na uspokojenie, zaparzyć do rozmowy?
- Chyba wystarczy wciskania mi jakichś świństw, proszę pana – odpowiedział oschle Charlie i usiadł w fotelu.
- Sugerujesz coś? – spytał jego rozmówca, nie unosząc wzroku znad tomiska, co jeszcze bardziej podburzało Charliego.
- Możliwe. Chciałbym wiedzieć czy to, co mi się przytrafia, to wytwór ziółek? Kawał, który chcą mi z jakiegoś powodu wyciąć rodzice? Co mi się dzieje?!

Rozdział II - śmierć
 April wybiera się na przyjęcie, gdzie dobrze się bawi, jej życie dopiero co się zaczęło układać, ale tak szybko skończyło... 

Rozdział V - Obietnica.
- On naprawdę mi pomógł. – Musiało minąć sporo czasu, by mogła zrozumieć sens wydarzenia sprzed kilku dni. Zaklinał, że chciał zrobić na złość Zerefowi, jednak czy nie chciał zmienić biegu wydarzeń? Czy nie pomyślał o tamtej sytuacji, jak o morderstwie jego matki? – Może sam nie wiedzieć, ale chyba naprawdę przypominam mu matkę. Chciał nie mnie uratować, a ją… a może po prostu chciał kogoś uratować. Wtedy nikt mu nie pomógł, dlatego nie chciał być jak oni… Głupek.

Rozdział 10 - "Prawdziwa przyjaźń"
 "- Niezłe śniadanie. Jednak na twoje problemy z figurą polecałbym liść sałaty i szklankę wody. - zaśmiał się głośno, nie spodziewając się tego, co po chwili się stało. Stanęłam tuż nad nim, przechylając talerz. Cała jego zawartość spadła na jego głowę, koszulkę i spodnie, brudząc dosłownie wszystko. Postawiłam puste naczynie na stole, odchodząc dumna.
- Jesteś pojebana! - zignorowałam jego słowa, wychodząc z domu. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę, wybierając numer Luke'a. Naszła mnie ogromna potrzeba porozmawiania z nim. Przystawiłam urządzenie do ucha, wsłuchując się w sygnał. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty. Wydęłam wargi, kiedy po drugiej stronie rozbrzmiał jego zaspany głos. "

każdy ma swoją historię życia, która go ukształtowała. 
- Historia byłaby nudna, gdyby dla wszystkich skończyła się szczęśliwie, prawda?-Spytał.-Zbyt przewidywalna. Ktoś umrze, ktoś ucierpi, ktoś dostanie drugą szansę.-Dokończył ze smutkiem i popatrzył na mnie ze łzami w błękitnych oczach.-Ale możemy mieć też nadzieję na zwrot akcji i zmianę biegu wydarzeń, prawda?-Spróbował się uśmiechnąć ale kąciki ust mu drżały.-Chodź, idziemy. Domi pewnie już nas szuka.-Podał mi rękę i pomógł wstać. Ruszyłam za nim długim korytarzem. Wtedy marzyłam, żeby ta historia miała jednak szczęśliwe zakończenie.

Rozdział 12
 (...) — Snape poprosił?! — zapytał, kiedy w końcu odzyskał oddech i w miarę się opanował. Mimo to cała jego twarz nadal miała niezdrowy odcień czerwieni, która niemal zlewała się z jego włosami. — To on w ogóle zna takie słowo jak „proszę”?
— Merlin go wie. Nawet jeśli już, i tak doskonale obywa się bez niego na co dzień — mruknęła Ginny, lecz wszyscy ją zignorowali.
Hermiona przewróciła oczami, a Harry spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy.
— Jeśli to prawda, chyba zacznę się cieszyć, że nie powiedziałaś nam wszystkiego, co wydarzyło się, gdy zniknęliście…
Teraz to Hermiona trzepnęła go w dokładnie to samo miejsce, w które wcześniej wycelowała dziewczyna Wybrańca. Chłopak odskoczył do tyłu, niemal spadając z ławki, lecz nie uniknął ciosu. Na szczęście nie włożyła w niego tyle siły, co w trzeciej klasie, gdy jej ofiarą był Malfoy.
— Jak możesz choćby o tym myśleć… — rzekła z pretensją w głosie, choć jej brązowe oczy się śmiały.
— Właśnie próbuję sobie nawet tego nie wyobrażać — wymamrotał pod nosem Harry, rozcierając głowę.
— Czego? — odezwała się Ginny.

Rozdział 13
Opis rozdziału: (...) — Dzisiaj trzeci rok ważył wywar Hugona. Twoi zadaniem będzie wyczyszczenie kociołków, z których korzystali — oznajmił, wskazując dość pokaźną stertę w rogu gabinetu.
— Bez użycia magii?
W odpowiedzi tylko popatrzył na nią jak na idiotkę. Wyciągnął dłoń w jej kierunku i powiedział:
— Oddaj różdżkę. Dostaniesz ją z powrotem, gdy skończysz pracę.
— Nie mam jej. W razie gdyby pan zapomniał, złamała się, kiedy wpadliśmy do kanałów.
— Minus pięć punktów za impertynencję, panno Granger. Szacunek. Pamiętaj, do kogo mówisz — podsumował jej uwagę z sarkastycznym uśmieszkiem, a ona niemal usłyszała stukot rubinów, które znikały z klepsydry Gryffindoru. — Odnoszę wrażenie, że bardzo pani zależy na tym, by pani dom do końca roku nie zdołał utrzymać przez dłuższy czas choćby jednego punktu. Pozostali Gryfoni mogą być niezadowoleni z takiego obrotu spraw.

Rozdział 14
Opis rozdziału: (...) — Witaj, Tom — rzekła profesor McGonagall do barmana stojącego za ladą w Dziurawym Kotle.
Słysząc jej głos, przysadzisty, nieco starszawy mężczyzna podniósł głowę znad czyszczonej szklanki, po czym szybko odłożył ją na blat, a jego bezzębne usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Podszedł do przybyszy i ukłonił się nisko, błyskając swoją łysiną, po czym chwycił dłoń profesor McGonagall i, podniósłszy ją do warg, złożył na niej mokry pocałunek. Ten sam gest powtórzył w stosunku do Hermiony, aż w końcu dotarł do stojącego obok Harry’ego, któremu uścisnął dłoń.
— Witajcie! Napijecie się czegoś? Ostatnio otrzymaliśmy dostawę doskonałego piwa kremowego. — Mrugnął do dwójki młodszych czarodziei. — To tylko trzy sykle i pięć knutów za kufel, a podobnego nie powstydziłaby się i madame Rosmerta.
— Nie dziś. Chcemy dostać się na Pokątną — ucięła krótko profesor McGonagall. — Śpieszymy się. 

Rozdział 8 - Prawo -
Zapłakała.
Nie był to jednak płacz dziecka. Był to płacz dorosłej kobiety, która przeżyła całe życie. Płacz wielkiego bólu i doświadczenia. Trzęsły jej się dłonie. Resztki włosów opadły na twarz. Lecz z jej oczu nie lały się łzy. Już nie potrafiła ich z siebie wydobyć. Zniknęły, tak jak ona sama. Rozpłynęły się w tym gęstym od odoru Thalijczyków powietrzu.
Wyobrażała sobie, że jej dawno wylane łzy płyną gdzieś ponad chmurami. Szukają drogi do domu. Lecą niesione delikatnym powiewem wiatru. Szklą się w czystych promieniach słońca. Są wolne...

Chapter two || "Bitter sweetness."
"- Muszę...to znaczy jestem... - gubię się w natłoku myśli. Obserwuję jak uśmiech na jego twarzy staje się jeszcze szerszy. Nieudolnie chwytam jego wyciągniętą dłoń.
- Vivienne sporo o tobie mówiła, ale nigdy nie wspomniała, że jesteś tak bardzo urocza. - czuję jak moje policzki zalewa rumieniec w najciemniejszym z możliwych odcieni purpury. Relacje z przedstawicielami płci męskiej nigdy nie były moją mocną stroną, nie wspominając już nawet o przyjmowaniu komplementów."

54. Przebudzenie
"- Czy to, co zobaczyła w swojej wizji, jest możliwe? – spytał. To pytanie tłukło mu się po głowie od wczoraj.
McGonagall westchnęła, na chwilę spuszczając wzrok, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. W końcu zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
- Nie wiemy, co jest możliwe, a co nie. Daisy nigdy wcześniej nie przejawiała zdolności wróżbiarskich, więc nie mamy punktu odniesienia. Należy jednak rozważyć taką możliwość…
Serce Hugo na chwilę znów przyśpieszyło. Rozważyć taką możliwość? Czyli jednak coś w tym może być."

Rozdział 10
"Myślałam, że dowiem się czegoś ciekawego, lecz nic takiego nie miało miejsca. Pościel była biała, a na jednej ze ścian wisiał tylko, niezbyt ciekawy, obraz drzewa. Żadnego regału z książkami, żadnych rzeczy osobistych. Zwykła sypialnia z łóżkiem, szafką nocną i komodą. Na dodatek meble nie były do kompletu. Próbowałam bardziej wytężyć wzrok, jakby w pokoju nagle miały pojawić się jakieś nowe przedmioty. Kiedy już chciałam wracać do siebie, dostrzegłam, stojące na szafce nocnej, dwie ramki ze zdjęciami."

/przy ósmej tracisz rozum/
"- Tatuś się mnie boi? - dziewczynka powoli podeszła do swojej mamy. Usiadła obok niej, intensywnie wpatrując się w jej oczy.
- Boi się, że cię straci. "

Rozdział 4
Hermiona przechodziła akurat u stóp wieży astronomicznej. Sądząc po godzinie, lekcja musiała tam trwać w najlepsze. Wtem zobaczyła jakiś podłużny, czarny kształt leżący na ziemi.
Z początku się przeraziła, sądząc, że ktoś spadł z wieży. Jednak już po chwili przeraziła się jeszcze bardziej, po charakterystycznej mrocznoczarnej szacie rozpoznała bowiem Snape’a. Z zapaloną różdżką i duszą na ramieniu podeszła do swego opiekuna stażu. Severus leżał bezwładnie, z rozrzuconymi rękami, jego włosy były rozsypane na bruku. Panna Granger poczuła nagły lęk. O Merlinie, co mu się mogło stać? Błagam, niech on z tego wyjdzie!

Rozdział 1 (Nie) Znajomy przy barze...
Zerknęłam w stronę baru, gdzie wszystkich ludzi obsługiwała młoda barmanka. Kilka stołków przed nią było zajęte. Moje serce zabiło podwójnie, kiedy zatrzymałam wzrok na jednej osobie.
Siedział do mnie bokiem, więc idealnie widziałam jego profil. Poburzone, przy okazji trochę za długie kasztanowe włosy. Ciemne oczy, których z dzielącej nas odległości nie mogłam dostrzec. Mimo to wiedziałam, że są brązowe z przebłyskami złotego refleksu przy źrenicy. Ostre rysy twarzy, prosty noc i kilkudniowy zarost, sprawił że moje kolana na raz się ugięły.

Rozdział 25: "Jakieś małe tête-à-tête."
„-O panna Evans, co panią sprowadza?
-James Potter.
Dyrektor zmierzył ją wzrokiem znad okularów i wskazał gestem, aby usiadła naprzeciw jego biurka.
-Dropsa?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
-Może jednak, cytrynowe.
Uśmiechnęła się i sięgnęła po cukierka.
-No więc?- zachęcił ją.
Nie odpowiedziała tylko zdjęła bransoletkę i położyła na dębowym blacie.
-Myślę, że Po... znaczy James ją zaczarował. Po tym jak mi ją dał zaczął się dziwnie zachowywać.
Dumbledore zmierzył przedmiot wzrokiem, potem wziął go w szczupłe palce i zaczął oglądać. Odłożył i stuknął kilka razy różdżką w błyskotkę, jednak nic się nie wydarzyło.
-Przykro mi, Lily- stwierdził oddając jej własność- To zwykła bransoletka.
Evans westchnęła z rezygnacją i dziękując za poświęcony czas zaczęła wychodzić. Pewna myśl zaświtała jej w głowie.
-Panie profesorze- zaczęła, odwracając się od drzwi.
-Tak?
-Czy życzenia urodzinowe mogą się spełniać?”

23. Giggly
Kiedy wszedłem do kuchni, zauważyłem Za i Twista, którzy siedzieli przy stoliku z Klutzerem, urodzinowym chłopakiem i z Rocketem, który przywitał nas w nocy i z Jamą, moim "dymnym kolegą". Wszyscy rozmawiali o czymś, a Twist i Jama palili kolejne skręty.
- Aye Justin! Mieliśmy nadzieję, że jesteś jeszcze gdzieś tutaj. - Twist przywiał mnie z uśmiechem.
- Musimy iść. Teraz. - Próbowałem mówić spokojnie, podczas gdy w rzeczywistości byłem wściekły. Byłem zły na siebie za to, że jestem tak głupi, że zgodziłem się pójść na tą pierdoloną imprezę.
Twist podszedł do mnie i owinął rękę wokół mojej szyi, podsuwając blanta do moich ust. - Och, impreza się jeszcze nie skończyła. - Zaśmiał się, skłaniając nie do zaciągnięcia się. - Chodź, wyluzuj trochę.
Pokręciłem głową.

Rozdział 6 - Kradzież 
Szczerze, mało mnie obchodziło, że Peter nas okradł, bo myślałam, że to było coś mało istotnego dla mnie, ale miało wielką wartość dla Henry’ego, nie wiem na przykład coś z jego wyjątkowej kolekcji pionków szachowych. Ale coś mi mówiło, że nie wkurzyłby się tak bardzo.
- Co ukradł? – zapytałam krótko i rzeczowo.
- Rosalie, on ukradł nasze rodzinne kroniki – powiedział i zapadła cisza, gwałtowna oraz przytłaczająca. 

2 komentarze:

Szablon